Strona 1 z 1

"Marsz czarnych diabłów" Evan McGilvray

: wt kwie 21, 2009 9:37 am
autor: Jako
Autor postu: invictus

EVAN McGILVRAY - MARSZ CZARNYCH DIABŁÓW

Czyli jak się książki historycznej pisać nie powinno.

Biorąc się za Marszu Czarnych Diabłów i mając na uwadze „przyjemność” jaką wynosi czytelnik podczas lektury wydawnictw Normana Davisa bardzo się zawiodłem na Panu Evanie McGilvray. Z tyłu okładki wydawca oczywiście wychwala autora oraz zawartość monografii, niestety czar pryska już na 14 stronie kiedy po raz pierwszy autor istotnie rozmija się z faktami. Przypisuje utworzenie państwa polskiego woli prezydenta Woodrowa Wilsona, marginalizując walkę o niepodległość samych Polaków oraz rolę Józefa Piłsudskiego i innych polskich patriotów. Jest tez wzmianka o wojnie polsko bolszewickiej, gdzie możemy się dowiedzieć o wielkim wkładzie w zwycięstwo generała Weyganda. Samo zwycięstwo jest traktowane w kategoriach cudu a nie wyniku bitwy miedzy dwoma regularnymi armiami.
Możemy zobaczyć jak tendencyjnie podchodzi brytyjski historyk do najnowszych dziejów Polski. Czytamy dalej... okazuje się, że geneza powstania polskich wojsk pancernych sprowadza się do kilku akapitów. To samo można powiedzieć o bogatym życiorysie generała Stanisława Maczka. Samo nazwisko generała pojawia się na stronach całej książki zaledwie kilkanaście razy jak by to nie on był jej dowódcą. Nazwisk autor używa bardzo często wymieniając z imienia i nazwiska zabitych i rannych do szeregowca włącznie było by to dobre rozwiązanie gdyby książka miała 500 stron. I tak mamy naszkicowane działania dywizji i nagle nazwisko żołnierza który poległ wykonując dany rozkaz wypełniany przez formację w której składzie walczył. Ogólnie treść książki wygląda jak by autor wrzucał na stronę rozkazy dzienne dla poszczególnych formacji jednocześnie podawane są kierunki ich przemarszów a wszystkie nazwy jednostek biorących w nich udział podawane są bez użycia skrótów chyba aby zapełnić kolejną kartkę. Po kilku stornach takiego mielenia kierunków nazw formacji, miast oraz odcinków drogowych czytelnikowi niczego nie zobrazuje. Opisy walk są bardzo oschłe sprowadzone do dwóch trzech zdań. Słynne walki dywizji o Bredę to niecałe dwie strony krótkiego opisu. Wyzwolenie obozu dla polskich kobiet uczestniczek powstania warszawskiego autor zmieścił w krótkiej notatce. Cała historia dywizji przedstawiana jest w stylu jak na drodze od A do Z przemieszczała się formacja X w kierunku G następnie skręciła do punktu F i tak większą część książki plus statystyka strat poniesionych i zadanych. Może miało by to jakiś sens ale książka nie oferuje map, które by cokolwiek przedstawiały. Są trzy nieczytelne z marną legendą. W całej treści odnajdujemy bardzo mało relacji z pola walki wszystko ogranicza się do stwierdzeń w stylu: opór słaby, ostrzał był silny, walki toczono zacięte...
Książka urywa się. Po kapitulacji Niemiec mamy kilka akapitów bardzo ogólnikowych żadnych szczegółów o okupowaniu przez dywizje rejony Wilhelmshaven po wojnie troszeczkę o Generale Maczku i jego powojennych losach. Podsumowując Pan Evan McGilvray bardzo się postarał aby kiepsko opisać tak ciekawą historię naszej dywizji pancernej. Jej jedne plusy to ładne wydanie, fajnie zaprojektowana okładka i dobrej jakości niepublikowane zdjęcia. Sama treść jest niczym opis przygody Dyny Blaster w labiryncie na poziomie 11, do tego ZERO EMOCJI!

Obrazek
otello napisał: Niestety ja również muszę zgodzić się z przedmówcami. Język jakim książka jest napisana może skutecznie czytelnika zniechęcić już po kilkunastu stronach. Myślę, że najlepiej jakość tej pozycji oddaje to zdanie:
invictus napisał:
Po kilku stornach takiego mielenia kierunków nazw formacji, miast oraz odcinków drogowych czytelnikowi niczego nie zobrazuje.

Nic dodać, nic ująć. Mielonka, która przytłacza czytelnika i nie poszerza jego wiedzy.
Dla mnie jedynym plusem są:
  • tabele z bilansem strat po stronie polskiej i niemieckiej, które autor umieszcza co kilka stron/bitew/tygodni;
    zdjęcia, które jako jedyne oddają atmosferę tamtych wydarzeń;