Sosabowski Stanisław
Dzieciństwo
i młodość przeżył w Stanisławowie, gdzie
urodził się 8 maja 1892 r. Kolejarskiej
rodzinie, obarczonej czwórką dzieci, nie
było lekko, ale młody Stanisław ukończył
szkoły i zdał maturę - z wyróżnieniem. Śmierć
ojca sprawiła, że na niego spadł obowiązek
utrzymania rodziny. Zarabiał korepetycjami.
Podjął potem studia ekonomiczne w Krakowie,
ale już w 1910 r. Musiał wrócić do matki
i rodzeństwa w Stanisławowie.
Pierwsze wojskowe kroki postawił w Drużynach Strzeleckich.
Wstąpił do nich jeszcze w szkole średniej i rychło został
komendantem oddziału w swoim rodzinnym mieście. Po powrocie
z Krakowa organizował w Stanisławowie tajny skauting i był
komendantem hufca aż do 1913 r., kiedy to - jako poddany austriacki
- został powołany do ck armii.
Już w początkach wojny światowej kapral Sosabowski z ck
58 pułku piechoty przechodził chrzest bojowy w walkach pod
Przemyślem. Są potem boje na Przełęczy Dukielskej, przełamanie
frontu pod Gorlicami i ofensywa przez Lubelszczyznę aż po
Brześć. W połowie 1915 r. St. Sierż. Sosabowski (odznaczony
już kilkakrotnie za waleczność) zostaje ciężko ranny w walkach
nad rzeką Leśną. Dzień odzyskania niepodległości w listopadzie
1918 r. Zastaje go w Lublinie.
Do Wojska Polskiego zgłasza się natychmiast i dostaje przydział
do Ministerstwa Spraw Wojskowych Tam spędzi okres wojny z
bolszewikami, bo nie wygojone wciąż kolano nie pozwala mu
wyruszyć na front. Po wojnie zostaje zweryfikowany w stopniu
majora, a w 1922 r. Rozpoczyna studia w Wyższej Szkole Wojennej.
Po dyplomie podejmuje służbę w Sztabie Generalnym. W początkach
1928 r. Awansuje do stopnia podpułkownika, a stan kolana pozwala
mu wreszcie powrócić do służby w linii. Najpierw dowodzi batalionem
w 75 PP, potem jest zastępcą dowódcy 3 Pułku Strzelców Podhalańskich
w Bielsku-Białej; z tych czasów pozostało mu zamiłowanie do
taternictwa i narciarstwa. Od 1930 r. Wraca do Wyższej Szkoły
Wojennej, gdzie zostaje wykładowcą operacyjnej służby sztabu
(znanej dziś jako logistyka) i kierownikiem tego przedmiotu.
Zarówno przełożeni, jak i słuchacze cenili go wysoko.
W 1937 r. Płk dypl. Sosabowski zostaje dowódcą 9 PP Legionów
w Zamościu, a w styczniu 1939 r. Obejmuje
dowództwo 21 PP, "Dzieci Warszawy"
i na czele tego pułku walczy od pierwszych
dni września 1939 r. Pułk bije się bod Ciechanowem
i na przedpolach Modlina, a potem broni
stolicy od wschodu, na ulicach Grochowa
i Saskiej Kępie. Wymienia go w swym rozkazie
pożegnalnym gen. Rómmel, pisząc: "Ze
szczególnym uznaniem muszę podkreślić bohaterstwo,
upór i ofiarność żołnierzy 21 PP pod dowództwem
wyśmienitego dowódcy pułku, płk Dypl. Stanisława
Sosabowskiego...". Pułk i płk Sosabowski
zostają odznaczeni Krzyżami Virtuti Militari
rozkazem dowódcy Armii "Warszawa"
z 29 września - dnia kapitulacji stolicy...
Nie wszyscy oficerowie idą do niewoli. Zawiązała się już
tajna organizacja wojskowa - Służba Zwycięstwu Polski - i
wielu oficerów przechodzi do konspiracji. Jej komendant, gen.
Tokarzewski daje płk. Sosabowskiemu zadanie: ma - jako jego
wysłannik - dotrzeć do Francji i dostarczyć emigracyjnym władzom
polskim w Paryżu meldunki o sytuacji w kraju. Pułkownik rusza
w drogę jako Emil Helm. W Warszawie pozostawia żonę i syna,
także Stanisława, studenta medycyny.
Przez Węgry i Rumunię dociera do Paryża. Nie szuka "posad".
Zostaje zastępcą dowódcy 4 DP, formującej się w obozach Les
Sables d'Olonne, a potem w Parthenay. Dywizja już nie zdąży
sformować się i wejść do walk. 18 czerwca 1940 r. kadra i
niewielka część żołnierzy ładuje się w porcie La Pallice na
statek i zostaje ewakuowana do Anglii. W Szkocji, w m. Eliock
formują się zalążki 4 "kanadyjskiej" Brygady Strzelców
i płk Sosabowski zostaje jej dowódcą. Wyjazd do Kanady, gdzie
brygada ma doszkolić się i uzupełnić stany o ochotników z
tamtejszej Polonii (stąd nazwa), nie dochodzi do skutku.
Tu w głowie pułkownika rodzi się pomysł wręcz szalony: skoro
jest nas tak mało - trzeba utworzyć jednostkę elitarną, ochotniczą,
taką, jakiej nigdy w Wojsku Polskim nie było. Brygadę spadochronową
Swój pomysł wciela w czyn: niedarmo jest znakomitym organizatorem.
Rozpoczyna się ciężkie, wyczerpujące szkolenie - ale wciąż
przybywają nowi ochotnicy. Żołnierze własnym sumptem budują
w Largo House własny ośrodek szkoleniowy, zwany "małpim
gajem", odbywają się dziesiątki kursów specjalistycznych
- i pierwsze skoki spadochronowe na lotnisku w Ringway. Płk
Sosabowski sam jest wszędzie na czele, daje przykład - a przecież
nie jest młodzikiem. Pierwsze skoki ze spadochronem wykonuje
mając już 49 lat... I trzyma swe wojsko żelazną ręką. Ci,
którzy go znali odtwarzają jego obraz dość ostrą kreską. Surowy
ale sprawiedliwy, despotyczny niemal wobec oficerów, ale lubiany
przez żołnierzy. Nie znosił sprzeciwu, był wybuchowy i uparty,
cenił wysoko swój autorytet i miał wielkie poczucie godności
osobistej. Zdanie swoje wypowiadał bez ogródek, prawdę walił
prosto w oczy. Nie umiał "politykować". Twierdził,
że "nie wychował się na salonach". W październiku
1942 r. rozkaz Naczelnego Wodza nadaje jej nazwę 1 Samodzielnej
Brygady Spadochronowej i pozostawia ją do swej wyłącznej dyspozycji.
Hasłem brygady jest bowiem: "Najkrótszą drogą!",
co znaczy, że jako pierwsi powrócą do Polski tą właśnie drogą
- na spadochronach. Wszyscy w brygadzie wierzą w to głęboko,
od dowódcy do najmłodszego żołnierza.
Dowódcę zaś - jako znakomitego fachowca - wysoko cenią także
Brytyjczycy, bardzo niechętni przecież obcokrajowcom. We wrześniu
1943 r. gen. Browning, wysoki oficer brytyjskich wojsk powietrzno-desantowych,
złożył płk. Sosabowskiemu wręcz niezwykłą propozycję: zaproponował
mu objęcie dowództwa brytyjsko - polskiej dywizji spadochronowej!
Brygada liczyła wówczas około tysiąca żołnierzy. Resztę -
11 tysięcy - mieli stanowić Brytyjczycy, a płk Sosabowski
otrzymywał automatycznie awans na generała... Ale odmówił!
Dopóki płk Sosabowski nie opanował angielskiego - nad jego
kontaktami z Brytyjczykami czuwał osobisty tłumacz i jedyny
chyba przyjaciel pułkownika w brygadzie, por. Rez. Jerzy Dyrda,
inżynier - ekonomista i wysoki urzędnik w przedwojennym, polskim
Koncernie Żelaza i Stali. To on tonował ostre, bezpardonowe
wypowiedzi swego dowódcy, wiedząc, jak bardzo Anglicy zważają
na formy... 15 czerwca 1944 r. płk Sosabowski awansuje do
stopnia generała brygady. 1 SBSpad., jest organizacyjnie dopinana
na ostatni guzik. W pierwszych dniach sierpnia przychodzi
wiadomość o wybuchu powstania w Warszawie. W brygadzie wrze.
Wszyscy są gotowi do lotu nad Warszawę, ale nie ma takich
rozkazów. Bo być nie mogło. Dni płyną. Zarzewie buntu w kilku
kompaniach gasi generał swoim autorytetem. Jeszcze nie wie,
że jego syn - lekarz, porucznik AK i dowódca plutonu "Stasinek"
utracił w powstańczych walkach wzrok.
Brytyjczycy grożą rozbrojeniem brygady. Nowy Wódz Naczelny
gen. Sosnkowski oddaje w końcu 1SBSpad. do ich dyspozycji.Aż
przychodzi czas operacji "Market-Garden", największej
w II wojnie światowej operacji powietrzno-desantowej sprzymierzonych.
Polacy skakali pod Driel naprzeciw Arnhem, na przeciwległym,
południowym brzegu Renu. Tak przewidywały rozkazy, które nakazywały
też natychmiastową przeprawę, aby pójść z pomocą okrążonym
Brytyjczykom. Desantowali się z dwudniowym opóźnieniem (ze
względu na zły stan pogody nad lotniskami) i skakali wprost
na niemieckie lufy. W istniejącej już sytuacji posłanie w
bój 1SBSpad. nie miało właściwie sensu. Ponad półtora tysiąca
polskich spadochroniarzy nie mogło już przechylić szali ani
odwrócić nieuchronnej klęski.
21 września skakała pod Driel jedynie część brygady z gen.
Sosabowskim, bo reszta nadleciała dopiero za trzy dni i lądowała
w dość odległym Grave. Polscy spadochroniarze zdani byli tylko
na broń osobistą (bo artyleria przeciwpancerna brygady odleciała
w pierwszym dniu operacji rzutem szybowców wraz z Brytyjczykami
i walczyła pod Arnhem u ich boku do końca, ponosząc ogromne
straty), haubice zaś miały nadejść morzem.Okrążeni pod Driel,
odpierali niemieckie ataki, a jedynie talentom dowódczym generała
i wielkiej bitności żołnierzy zawdzięczać można, iż polskie
kompanie jeszcze dwukrotnie forsowały Ren na zaimprowizowanych
łódkach: promu obiecanego w planach operacji nie było. W ostatniej
fazie bitwy - nocą z 25 na 26 września - właśnie Polacy osłaniali
odwrót niedobitków brytyjskich spadochroniarzy z 1DPD - do
końca. Straty 1SBSpad. sięgnęły blisko 40% stanów osobowych
tych oddziałów, które walczyły pod Arnhem i Driel.
Ale "sąd" nad generałem odbył się już wcześniej,
bo 24 września w Valburgu, podczas odprawy z wyższymi dowódcami
brytyjskimi. Gen. Sosabowski przekonywał ich, że bitwę można
jeszcze wygrać, jeśli forsowanie rzeki podejmą większe siły
30 Korpusu wraz z 1SBSpad. Ale Brytyjczycy nie chcieli już
walczyć. Uznali bitwę za przegraną i chcieli jedynie wycofać
się z "twarzą". Potrzebny był też kozioł ofiarny,
którego morza by obarczyć winą za niepowodzenie. Wybrali generała.
Sprawa wyglądała na ukartowaną z góry. Znali jego wybuchowe
usposobienie i starali się go sprowokować - co też się udało.
Oburzenie polskiego generała uznano za niedopuszczalną krytykę
brytyjskiego marszałka i generałów...
Przypomnijmy: marszałek Montgomery, "pogromca Rommla"
w Afryce, był bożyszczem Anglików - a nieudolny gen. Horrocks,
który "nie zdążył" pod Arnhem, był jego pupilem.
To wystarczyło. Tym bardziej że niepokorny Polak miał rzeczywiście
rację. Po powrocie brygady do Anglii gen. Sosabowski został
2 grudnia 1944 r. wezwany do szefa Sztabu Generalnego, gen.
Kopańskiego. Ten zakomunikował mu, że Brytyjczycy życzą sobie,
aby oddał dowództwo brygady, tłumacząc to trudnościami dalszej
współpracy z generałem, a nawet sugerowali osobę następcy.
Gen. Kopański bez wahania poparł "życzenia" Brytyjczyków.
Pisemne odwołanie się gen. Sosabowskiego do Prezydenta RP
również nie odniosło skutku. Prezydent Raczyński nie próbował
nawet wyjaśnić sytuacji ani bronić polskiego, przecież i tak
zasłużonego oficera. Doradził: "odejść". Rozkazem
z 27 grudnia 1944 r. 1SBSpad. została odebrana jej twórcy
i dowódcy, a gen. Sosabowskiego mianowano inspektorem Jednostek
Etapowych i Wartowniczych. Za bitwę pod Arnhem został odznaczony
jedynie Krzyżem Walecznych... Jakże ciężko musiał przeżywać
generał tę niczym nie zawinioną zniewagę i upokorzenie!
W lipcu 1948 r. gen. Stanisław Sosabowski został zdemobilizowany.
Miał już wtedy przy sobie ociemniałego syna wraz z żoną, których
udało się ściągnąć z Polski. Miał już także za sobą dwa dalsze
upokorzenia: w lutym 1946 r. rząd w Warszawie ogłosił, że
żołnierzy PSZ na Zachodzie nie uznaje za polskich, a we wrześniu
tegoż roku pozbawił obywatelstwa polskiego 76 oficerów, w
tym gen. Sosabowskiego.
Ostatnie 19 lat swego życia - o czym nie każdy wie - przepracował
w magazynach pewnej fabryki silników elektrycznych pod Londynem
jako zwykły robotnik. Nade wszystko cenił honor i nie chciał
niczego zawdzięczać tym, którzy go zdradzili: ani obcym, ani
swoim. Był niezwykle wymagający i bardzo twardy dla swych
podwładnych, ale i dla siebie. Takie cechy bywają wrodzone,
ale często kształtuje je wybrany "sposób na życie",
zawód. Szczególnie zawód żołnierza. Żył 75 lat. Zmarł 25 września
1967 r....
W 1969 r. wciąż wierni swemu dowódcy spadochroniarze generała
przywieźli jego prochy do Polski, gdzie
spoczęły - zgodnie z jego wolą - na Cmentarzu
Wojskowym w Warszawie.
|