 |
Uwagi o
bitwie nocnej armii Małopolska[1] pod Jaworowem [2] 15-16 września 1939 r. (Jaworów - Lasy Janowskie - Mużyłowice 1939)
Ogólne wprowadzenie
1 września 1939 roku o świcie wojska niemieckie przekroczyły granice państwa
polskiego, dokonując zbrojnej napaści na nasz kraj bez wypowiedzenia wojny.
Uderzyły one z północy zachodu i południa, wkraczając na Mazowsze, Pomorze,
Śląsk i Podhale. Na kierunku południowym odwrót wojsk polskich z pozycji
obronnych[3] rozpoczął się już 2 września. Tego dnia ze Śląska rozpoczęła wycofanie Armia Kraków, a z Podhala Armia Karpaty[4].
Siły polskie nie były w stanie powstrzymać
przełamujących front uderzeń
niemieckich, ze względu na szczupłość posiadanych sił[5]. Podczas
odwrotu polskie jednostki wojskowe były silnie atakowane przez siły lotnicze
wroga oraz stoczyły krwawe potyczki ze zmotoryzowanymi formacjami Wermachtu, co
w efekcie spowodowało ich poważne osłabienie. W konsekwencji nie były w stanie
wykonać drugiego planu marszałka Edwarda Rydza - Śmigłego, polegającego na
zatrzymaniu wrogich sił na linii Sanu i Wisły. 10 września wieczorem generał Kazimierz Sosnkowski
otrzymał nominację ze Sztabu Generalnego na stanowisko dowódcy frontu
południowego[6]. Z dniem 11 września
generał praktycznie objął swoje stanowisko dowódcze. Tego jednak dnia niemiecki zagon zmotoryzowany 1 dywizji
górskiej doszedł do miasta od zachodu, a
na północy wrogie oddziały XXII korpusu okrążały miasto i kierowały się na Rawę
Ruską oraz Zamość. W tym także czasie w rejonie Przemyśla znalazły się odcięte
trzy polskie dywizje piechoty armii Małopolska. W takiej sytuacji dowódca polski
postanowił przeciwdziałać postępom napastnika. Po zorganizowaniu bezpośredniej
obrony Lwowa, której dowódcą został generał Władysław Langner, sam udał się
samolotem do Przemyśla, obejmując osobiście dowództwo nad odciętym zgrupowaniem
przemyskim i ruszył z nim na odsiecz Lwowa, kierując się w rejon Lasów
Janowskich. Tam pod Jaworowem, odniósł
błyskotliwe zwycięstwo nad oddziałami niemieckimi. W nocy z 15 na 16 września
osłabiona armia Małopolska rozbiła doborowy hanowerski pułk pancerny SS
"Germania", zdobywając liczny sprzęt wojskowy i motorowy. Ten epizod walk jest
przedmiotem mojego artykułu, gdyż stanowi rzadki przykład zwycięstwa piechoty
nad jednostką pancerną, odniesionego dzięki sprzyjającym okolicznościom i
sprężystemu dowodzeniu oraz męstwu żołnierza polskiego. W dalszej kolejności po
osiągnięciu Lasów Janowskich oddziały polskie podjęły nieudana próbę przebicia się w kierunku Lwowa. Jednak
przeważające siły nieprzyjaciela uniemożliwiły te zamiary. W tej sytuacji gen.
Sosnkowski wydał rozkaz zniszczenia ciężkiego sprzętu i przedzierania się do
miasta indywidualnie lub grupowo[7].
Porównanie sił wałczących stron
Po bitwie granicznej wojska armii
"Małopolska" poniosły bardzo poważne straty. Ogromna przewaga lotnicza
nieprzyjaciela dezorganizowała działania mobilizacyjne. Lotnictwo niemieckie
niszczyło linie kolejowe, które były jedyną drogą zaopatrywania walczących
oddziałów i ich przemieszczania mas wojskowych. 10 września siły omawianej
formacji znacząco odbiegały od tego, czym dysponował generał Kazimierz Fabrycy
w momencie rozpoczęcia działań zbrojnych[8]. 11 dywizja piechoty dowodzona przez płk.
Bronisława Prugara - Ketlinga, liczyła nie więcej niż 6 batalionów piechoty każdy
po 600 - 400 bagnetów, co dawało jeszcze ok. 8 tysięcy żołnierzy i oficerów, a
jej artyleria polowa składała się z 24 dział lekkich. Na niski stan liczebny
szeregów wpływały dwie okoliczności. Dywizja
ta nigdy nie zebrała się w całości ze względu na straty transportowe. Ponadto
musiała przebijać się do Przemyśla, staczając bój z XVIII korpusem armii
niemieckiej pod Łętowiną, ponosząc przy tym ciężkie straty[9].
24
dywizja piechoty dowodzona przez płk. Bolesława Szwarcenberga- Czernego[10] zdołała zebrać jedynie słabe szczątki swych
oddziałów po klęsce, jakiej doznała od nieprzyjaciela w poprzednich dniach nad
Dunajcem i w rejonie Pilzna. Aby wzmocnić swoje stany osobowe, wchłonęła ona
resztki 2 brygady górskiej płk. A. Stawarza. Dzięki temu liczyła nie więcej niż
9 tysięcy żołnierzy i oficerów oraz 19 dział lekkich. Dywizja nie posiadała
własnej artylerii i musiała zagarnąć dwa cudze dywizjony z zagubionych
transportów kolejowych.
Natomiast 38 rezerwowa dywizja piechoty dowodzona
przez płk. Alojzego Wir-Konasa, liczyła nie więcej niż 6000 żołnierzy[11].
Artyleria dywizyjna nie została dowieziona do miejsca koncentracji, tak więc z
transportów kolejowych pomiędzy Rzeszowem i Dębicą zagarnięto dwa dywizjony artylerii. Ponadto, dywizja ta była
źle uzbrojona w przestarzałą broń, a sami żołnierze byli przemęczeni długimi
marszami, natomiast kadra oficerska była zestawiona doraźnie, co utrudniało
sprawne wykonywanie rozkazów głównodowodzącego[12]. Jak
wynika z powyższych danych gen. Kazimierz Sosnkowski dysponował około 25 000 tysiącami żołnierzy, aby
doprowadzić do utworzenia frontu nad rzeką San i powstrzymać napór jednostek
niemieckich. Inne jednostki armii Małopolska były rozbite, utracone lub odcięte
i nie zostały użyte w marszu na Lwów[13].
Teoretycznie w ramach frontu południowego
gen. Kazimierz Sosnkowski mógł dysponować jeszcze innymi oddziałami. W
rzeczywistości stracił całkowicie łączność z resztą jednostek frontowych[14]. 35
dywizją piechoty broniła Lwowa i nie mogła opuścić swoich pozycji. 10 brygada
kawalerii zmotoryzowanej, która jako jedyna mogła podjąć działania zaczepne i
wesprzeć siły nadciągające grupy przemyskiej, rozkazem Wodza Naczelnego została
odwołana 16 września i udała się na wschód na przedmoście rumuńskie. W dalszych
walkach nie uczestniczyła i przekroczyła granicę węgierską 19 września[15].
Batalion czołgów R-35 zadysponowany do Lwowa przez marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza,
nie doszedł do miasta. 16 września odszedł na rozkaz Naczelnego Dowództwa w
rejon Stanisławowa do obrony przyczółka rumuńskiego[16].
Dywizjon artylerii najcięższej również nie doszedł do Lwowa, ponieważ został
odcięty w Tomaszowie Lubelskim przez Niemców[17].
Przeciwnikiem wojsk polskich frontu
południowego była XIV armia niemiecka dowodzona przez Wilhelma Lista. Do
działań przeciwko Armii
Małopolska na terenie od Przemyśla do Lwowa użyto dwóch korpusów. Był to XVII
korpus armii niemieckiej dowodzony przez Wernera Kienitz'a, złożonyz 44
wiedeńskiej dywizji piechoty gen. Albrechta Schuberta i 45 tyrolskiej dywizji piechoty gen. Friedricha
Materna oraz z 7 monachijskiej dywizji piechoty generała Eugena Otta. Korpus ten, był skoncentrowany w
rejonie Jarosławia. Natomiast w rejonie Sambora skoncentrowany był
XVIII korpus armii niemieckiej dowodzony przez gen Eugena Beyera złożony z 4 dywizji lekkiej i 2 dywizji
górskiej generała Valentina Feursteina oraz 3 dywizji górskiej. Oba korpusy współpracowały,
aby zlikwidować Armię "Małopolska"[18].
Ciekawostką jest to, że należały one przed wojną do Dowództwa Grupy
(Gruppenkomando) Wiedeń i służyli w nich żołnierze pochodzenia austriackiego i
bawarskiego[19]. Do omawianych sił należy
również zaliczyć hanowerski pułk zmotoryzowany SS "Germania", wydzielony do
walk w rejonie Lwowa z XXII
korpusu pancernego gen. Ewalda-Henryka von Kleista oraz 1 bawarską dywizję górską generała Ludwika
Küblera, która pierwsza dotarła do Lwowa[20] i tak
skutecznie broniła podejść do miasta polskim oddziałom zmierzającym z odsieczą.
Całość sił lądowych wspierało silne lotnictwo wroga panujące nad polskim
niebem.
Jednostki
polskie były mocno nadwyrężone nie tylko pod względem liczby żołnierzy, ale również
w zakresie swojego wyposażenia bojowego. Wobec tego nie mogły podejmować
równorzędnej walki z wrogiem. Przykładowo 11 dywizja piechoty działała bez
dywizyjnej kompanii przeciwpancernej, kompanii kolarzy, dywizjonu artylerii
ciężkiej, baterii przeciwlotniczej, szpitala polowego i 6 kolumn taborowych,
które z powodu bombardowań lotniczych zostały zagubione. Jeżeli jeszcze do tego
dodamy fakt, że żadna z wymienionych jednostek polskich nie zmobilizowała się w
całości, ukaże się nam obraz bardzo dużej dysproporcji w zakresie sił ludzkich
i środków walki. Dywizje piechoty niemieckiej były liczniejsze posiadały
17 000 żołnierzy[21],
natomiast dywizje polskie nie były w stanie zgromadzić regulaminowych 16 000
żołnierzy[22]. W dywizji niemieckiej
znajdowało się tysiąc samochodów, natomiast w dywizji polskiej tylko 76
pojazdów Przewaga dywizji niemieckiej uwidaczniała się przede wszystkim w dziedzinie
wyposażenia w artylerię ( 2:1), w moździerze ( 2,7:1) i w broni maszynowej (
łącznie z pistoletami maszynowymi - 10:1).Zupełnie nieporównywalne było
wyposażenie w sprzęt motorowy, który w wysokim stopniu wpływał na zwiększenie
manewrowości dywizji niemieckiej, skuteczności w rozpoznaniu i wkraczaniu na
pole walki ( 13:1)[23].
Dzięki takim rozwiązaniom nie dziwi fakt, że żołnierz polski nie był w stanie
ścigać się na piechotę z pojazdami wroga, przewożącymi piechotę Wermachtu, tym bardziej, że marsz
kolumn pieszych bardzo często hamowały tabory złożone z chłopskich furmanek
ciągniętych przez konie i rzesze cywilnych uchodźców. Dodatkowo przewagę
niemiecką powiększały środki łączności przewodowej a zwłaszcza bezprzewodowej.
Armia niemiecka dysponowała różnym
sprzętem radiowym, pracującym na wszystkich zakresach fal. Radiostacje te były
nowoczesne i zapewniały osobista łączność dowódców związków operacyjnych i
taktycznych[24]. Dzięki temu było możliwe
praktyczne okrążenie armii Małopolska dzięki koordynacji działań wrogich
jednostek. Natomiast siły polskie nie posiadały sprawnych, o odpowiednim zasięgu środków
łączności bezprzewodowej. Połączenia przewodowe w rejonach walk całkowicie
zawodziły, a środki komunikacji motorowej istniały w bardzo małej ilości. Tak,
więc w obliczu przeciwnika gen. Kazimierz Sosnkowski dowodził armią przy pomocy
gońców pieszych i konnych[25].
Opis
wydarzeń w dniach 15 - 16 września
Wbrew zamierzeniom marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, po przegranej bitwie granicznej, nie udało się ustabilizować frontu
nad środkową Wisłą i Sanem. Armie Kraków i Małopolska należące do frontu
południowego, były stale wyprzedane w marszu na wschód przez jednostki
niemieckie. Na rozległej przestrzeni wynoszącej
450 kilometrów,
do Solca nad Wisłą do podnóża Karpat, działały luźne izolowane grupy wojska,
pozbawione łączności z wyższym dowództwem. Generał Kazimierz Sosnkowski
postanowił ocalić resztki armii Małopolska tak zwaną grupę przemyską złożoną z
trzech dywizji i utworzyć silny front południowy. Plan polegał na koncentracji
wojsk polskich w rejonie Jaworów, Rawa Ruska. Następnie po połączeniu się z garnizonem lwowskim i armią Kraków oraz
ewentualnymi posiłkami naczelnego Wodza utworzyć silną linię obrony osłaniającą
od zachodu przedmoście rumuńskie[26].
Wydarzenia te potoczyły się jednak zgoła inaczej.
12 września od armii Małopolska odciął
armię Kraków w rejonie Lubaczowa VIII korpus pancerny Wermachtu[27. Uniemożliwiło
to połączenie dwóch armii polskich w rejonie Jaworowa i Rawy Ruskiej. 13
września generał Kazimierz Sosnkowski przybył ze Lwowa do Przemyśla i objął
bezpośrednie dowództwo nad resztą armii Małopolska. Wojsko natychmiast musiało
ruszać w drogę na wschód, aby uniknąć starcia z nadchodzącymi korpusami
Wermachtu. 24 DP w nocy odeszła do Siedlisk, 11DP miała przejść do Medyki, po uprzednim oderwaniu się od
nieprzyjaciela, natomiast 38 DP przeszła do Sądowej Wiszni. W miejscowości tej
nastąpiło starcie z wysuniętym oddziałem 1 dywizji górskiej, który został
zmuszony do odwrotu. Z Przemyśla wycofały się resztki 11 DP stanowiącej straż
tylnią zgrupowania. 14 września w godzinach popołudniowych oddziały polskie powoli wycofywały się z Zasania, przyjmując
ugrupowanie obronne na wschodnim brzegu Sanu. Manewr ten odbywał się przy przeciwdziałaniu
jednostek niemieckich. W Medyce 11DP musiała odpierać atak zmotoryzowanego
oddziału 4 dywizji lekkiej. Straż tylnia 11DP złożona z dwóch batalionów 53 pp. pod dowództwem majora Młyńskiego, odpierała
ataki 7 dywizji piechoty na przedpolach Przemyśla. Straż tylna wykonała dobrze
swoje zadanie, kosztem dotkliwych strat własnych. Udało się zatrzymać atak dywizji niemieckiej, a ponadto zdołano wygrać
dla armii Małopolska względny spokój od strony zachodu, a przez to swobodę
działań w bojach pod Jaworowem. Tego dnia, cała dywizja była bombardowana z
powietrza tracąc ponad 100 koni[28]. Mimo tych przeciwności jednostka zdołała
dotrzeć w całości w rejon Medyka - Hodynie. Droga dalszego marszu na Lwów
została przegrodzona przez oddziały 1 niemieckiej dywizji górskiej, które mocno
trzymały szosę lwowską między Gródkiem Jagiellońskim i Kamieniobrodem.
Skierowana tu w pierwszym rzucie 38 dywizja piechoty, nie zdołała opanować
przeprawy przez Wereszycę[29].
Natomiast 24 DP toczyła walki z wrogiem w rejonie Husakowa. Podsumowując
sytuację armii Małopolska można stwierdzić, że 14 września armia ta została odrzucona przez wroga z nad Sanu i
znalazła się w okrążeniu wokół Mościsk, dokąd musiały zmierzać wszystkie
polskie jednostki, aby uniknąć wyczerpujących walk na dotychczasowych
pozycjach. Drogę na Lwów i ewentualnie przedmoście rumuńskie zagradzał jej od południowego zachodu XVIII korpus niemiecki, a
od zachodu zaś - XVII korpus niemiecki[30].
15 września w Sadowej Wiszni, gdzie
stacjonował gen. Kazimierz Sosnkowski ze swym sztabem, zapadła decyzja marszu
armii polskiej na Lwów drogą okrężną - przez Lasy Janowskie po to, aby nie
przebijać się przez 1 niemiecką dywizję górską w Gródku Jagiellońskim. W tym
celu cała jednostka swoim frontem musiała skręcić na północny wschód. Dwie
dywizje 11DP i 28DP, wychodząc z lasów wisznieńskich miały wywalczyć drogę
uderzeniem nocnym, przy użyciu bagnetów oraz granatów, natomiast 24DP dywizji rozkazano wyjście z miejscowości Stojańce w drugim
rzucie i posuwać się w ślad za tą z dywizji
pierwszego rzutu, która pierwsza osiągnie powodzenie. W praktyce dywizja
posuwała się za 11 DP. W tym czasie miejscowość Mościska była już zajmowana
przez 2 niemiecką dywizje górską, nieprzyjaciel mocno naciskał na polskie
zgrupowanie, należało, czym prędzej uciec przed zaciskającym się okrążeniem[31].
Wieczorem 15 września, około godziny 21
pierwsze polskie pułki ruszyły naprzód. W szeregach piechoty posuwała się
również artyleria, która nie mogąc rozwinąć się na terenie lesistym do
strzelania pośredniego, ogniem na wprost łamała napotkane przeszkody[32]. Był
to również dobry sposób na walkę z napotkanymi niespodziewanie jednostkami
zmotoryzowanymi wroga. Nakazem powszechnie zrozumiałym stało się najściślejsze współdziałanie piechoty
z artylerią[33]. Podczas nocnego boju
polskie pułki zaskoczyły niemiecką jednostkę pancerną pułk SS "Germania", która
wypoczywała przed kolejnym bojowym dniem. Miała być ona kowadłem, na którym niemieckie
dywizje górskie rozbiją armię Małopolska. 49 pp. dowodzony przez ppłk dypl. Karola Hodałę z 11DP ruszył do
ataku pod ogniem wroga, który nie wytrzymał uderzenia polskiej piechoty i
opuścił umocnione okopami wzgórza pod
Ożomlą wycofując się na Jaworów. Wkrótce potem pułk natknął się na opór
niemiecki w lesie ożomlińskim i pod Mużyłowicami. Mocne ubezpieczenie
niemieckie po krótkiej walce zostało przepędzone. W dalszym przebiegu natarcia
pułk uderzeniem na białą broń zdobył silnie obsadzoną wieś Mogiła, gdzie
zdobyto sprzęt motorowy - razem ponad 400 pojazdów mechanicznych różnego typu[34]. 48pp dowodzony przez płk Walentego Nowaka z 11DP wziął szturmem Rogoźno, gdzie zdobyto sześć dział
przeciwpancernych i wiele sprzętu motorowego. W dalszym natarciu pułk
przepędził wroga z Woli Rogozieńskiej, gdzie zdobył pięć armat, wozy amunicyjne, i wozy obsługi. Po raz trzeci opór wroga pułk
przełamał w rejonie leśniczówki Kobłów, gdzie zdobyto działa zmotoryzowane wraz
z licznym sprzętem pomocniczym. W godzinach rannych pułk natknął się na grupę
niemieckich żołnierzy uciekających z okolicznych wsi do Jaworowa. Przy użyciu
karabinów maszynowych żołnierze polscy
zlikwidowali grupę ucieczkową[35].
Z kolei 38DP ruszyła do walki ze znacznym
opóźnieniem. Jeszcze przed zapadnięciem zmroku jednostka uległa silnemu bombardowaniu
z powietrza. Następnie dowódca dywizji płk. Alojzy Wir - Konas wysłał
wprost na wschód w kierunku Gródka Jagiellońskiego oddział wydzielony w sile batalionu,
aby pozorować atak głównych sił polskich na tym kierunku. Ponadto oddział ten
miał osłaniać dywizję od wschodniej strony, a w odpowiednim momencie objąć rolę
dywizyjnej straży tylnej. W nocy, w kolumnach marszowych jednostki powstało
zamieszanie. 96 pp dowodzony przez ppłk Andrzeja Bogacza z 38 DP,
przechodząc przez Sądową Wisznię wplątał się w zator, zawiniony przez zbyt
liczne tabory 24 DP, które przecięły pod kątem prostym kolumnę marszową pułku,
powodując jej dłuższe zatrzymanie. Następnie pierwszy batalion pułku zmylił w nocnym
natarciu drogę i dostał się pod ogień niemieckich karabinów maszynowych w
okolicach wsi Nowosiółki. W wyniku tych nieszczęśliwych okoliczności batalion
został przetrzebiony i zbierał się jeszcze następnego dnia. W dalszym swoim
natarciu pułk wyrzucił wroga ze wsi Tuczapy, biorąc do niewoli wielu jeńców, po
czym pomaszerował ku Lasom Janowskim, na wyznaczone pozycje. Pułkownik
Wir-Konas pozostawił w Tuczapach jeden batalion 96pp i maszerujące w drugim
rzucie dwa bataliony 98 pp z rozkazem oczekiwania na artylerię i tabory
dywizyjne, które znacząco opóźniały marsz[36]. Decyzja
ta miała daleko idące konsekwencje na przyszłość dla całej armii Małopolska.
Natomiast kolumna 97 pp dowodzona przez ppłk Jerzego Płachta - Płatowicza z 38 DP,
przechodząc przez wzgórze położone na wschód od Tuczapy dostała się pod ogień niemieckich
karabinów maszynowych. W szeregach pułku powstało duże zamieszanie, a
uporządkowanie kolumny zajęło oficerom sporo czasu. Następnie na pułk spadł
ogień zaporowy niemieckiej artylerii z miejscowości Rzeczyczany. Jednostka
musiała zmienić kierunek natarcia i skręcił na wschód nacierając na wieś
niemieckich kolonistów o nazwie Hartfeld. Do czołowych rzutów piechoty
podciągnięto działa, zostały one jednak zniszczone przez ogień wroga. Dopiero o
godzinie czwartej w nocy miejscowość została zajęta. Wzięto wielu jeńców, zdobyto wielką ilość sprzętu
motorowego, wozy pancerne, transportery piechoty, cysterny, samochody
ciężarowe, motocykle. Sprzęt ten zniszczono granatami ręcznymi, ponieważ w
pułku nie było żołnierzy, którzy byliby w stanie użyć zdobycznych maszyn.
Straty wśród polskich żołnierzy były bardzo poważne; z dwóch batalionów
piechoty, które atakowały wieś do Lasu Janowskiego dotarł tylko jeden. Kompania rozpoznawcza wysłana na Rzeczyczany
nigdy nie powróciła do swojej jednostki. Wielu żołnierzy, w trakcie ciężkich
walk nocnych zagubiło się w terenie. Dlatego też, reszta pułku nie podjęła
próby marszu do miejscowości Rzeczyczany, która pozostała w niemieckich rękach,
a za to wycofała się na północ ku Lasom Janowskim.
Z
kolei 98 pp dowodzony przez
ppłk Tadeusza Mirskiego - Woleńskiego z 38 DP w gwałtownej walce zdobył
Czarnokońce. Niemcy usiłowali bronić swojego sprzętu, uruchomili pojazdy i
zatkali wylot wiejskiej drogi biegnącej głębokim jarem. Utworzył się duży korek
pojazdów samochodowych, żołnierze niemieccy wpadli w panikę na odgłos
atakujących Polaków. Dzięki temu, Niemcy pozbawieni możliwości manewru musieli
ratować się ucieczką ze wsi. W ręce Polaków wpadła obfita zdobycz; około 200
różnego rodzaju pojazdów motorowych, moździerze i wielkie ilości amunicji.
Żołnierze niemieccy zaatakowani znienacka, nie byli w stanie na czas
uruchomić swoich maszyn, a ci, którym się to udało tworzyli zatory na wąskiej wiejskiej
drodze. Dzięki temu polscy żołnierze mogli ich łatwo pokonać stosując granaty i
uderzenia na bagnety. W brzasku budzącego się dnia widać było porzucone działa,
jaszcze, ciągniki samochodowe, czołgi, i samochody opancerzone w wielu
okolicznych wsiach. Boje miały miejsce jednocześnie w nocy z 15 na 16 września
w: Rogoźnie, Woli Rogozińskiej, pod Ożomlą i pod Przyłbicami, w Mogile, w
Mużyłowicach, Czarnokońcach i Nowosiółkach, Tuczapach, pod Harfeldem i
Rzeczyczanami a więc na całej przestrzeni od Jaworowa do Gródka
Jagiellońskiego, wynoszącej w linii prostej 25 kilometrów.
Przed dalszym marszem należało zniszczyć ogromne ilości zdobytego na wrogu
sprzętu i amunicji. Pospiesznie zwołani kierowcy kolumny samochodowej oblewali
benzyną zdobyczny sprzęt i go podpalali[37].
Wprawdzie wojsko polskie bardzo potrzebowało nowoczesnych środków walki, ale w całej
armii nie było dość kierowców, aby skutecznie obsługiwać zdobyczne wozy,
dlatego lepiej było je zniszczyć. Po osiągnięciu Lasów Janowskich dywizje 11 i
28 zorganizowały się do obrony frontem na zachód, aby dać czas na dołączenie
walczącej ciężko o przejście przez przedpole lasów 38 DP. Do godzin rannych 16 września przebiły
się tylko dwa bataliony wspomnianej jednostki, zajmując pozycje w Lasach
Janowskich[38]. Dywizja była rozrzucona
na niebezpiecznie dużym terenie i narażona na flankowe uderzenia ze wschodu.
Jej artyleria, tabory i trzy bataliony ugrzęzły w okolicach wsi Tuczapy -
Hartfeld[39]. Łączność z batalionem
wysłanym na Gródek jagielloński utracono zupełnie. 38 DP po nocnym boju
znalazła się w o wiele trudniejszej sytuacji niż 11 DP. Stało się tak, dlatego,
że w trakcie marszu zaczepiła swoim prawym skrzydłem o jednostki 1 dywizji
górskiej wzmocnionej zmotoryzowanym oddziałem wydzielonym "Wintergerst"[40]. Ponadto
dywizjoner płk A. Wir - Konas, zamiast przebywać w centrum kolumny marszowej
wysforował się na przód i dotarł do Lasów Janowskich przed swoją jednostką. Tym
sposobem pozbawił się wpływu na dowodzenie pułkami w nocnym boju[41].
Podsumowanie uwag
W efekcie wykonanego zwrotu taktycznego,
mimo spektakularnego sukcesu w walce z jednostką pancerną wroga, armia
Małopolska znalazła się w ciężkim położeniu, gdyż na przedpolach Lasów
Janowskich, między Jaworowem i Gródkiem Jagiellońskim, pozostały niektóre
bataliony 97 pp i 96 pp z 38 DP a także maruderzy, ranni oraz zagubieni żołnierze
wraz z bardzo licznymi taborami. Zmusiło to całą armię do postoju dnia 16 września, aż do wieczora 17 września i zastosowania obrony
okrężnej w Lasach Janowskich. Nie można było pozostawić 38 DP jej własnemu
losowi, trzeba było osłonić zejście dywizji z przedpola i wytrwać na pozycjach
obronnych, aż zdąży się zebrać i uporządkować. To oddalało w czasie odsiecz
wojskową dla Lwowa. Przecież w nocy z 16
na 17 września cała armia Małopolska miała maszerować na odsiecz oblężonemu miastu. Przez niepomyślny
zbieg okoliczności, błędne decyzje dywizjonera płk A.Wir-Konasa, plan gen.
K.Sosnkowskiego ulegał opóźnieniu o całą
dobę, a jak pokazały dalsze wypadki stał się wręcz niemożliwy do zrealizowania.
Ponadto
połączenie armii Małopolska z armią
Kraków nie zostało osiągnięte, wszak w miejscu planowanego połączenia obu armii, czyli w Jaworowie znalazła się
45 dywizja piechoty niemieckiej z XVII korpusu. Szczupłe siły grupy małopolskiej uległy dalszemu osłabieniu w
wyniku nocnych walk. Niemcy wprawdzie zostali pobici, armia polska otworzyła
sobie drogę z okrążenia, ale zapłacona cena krwi była wysoka[42].
Na
podkreślenie zasługuje fakt szczególnego zwycięstwa uszczuplonych polskich
dywizji piechoty nad niemiecką wyborową jednostką pancerną SS "Germania".
Doświadczenia kampanii wrześniowej wskazują, że natarcie piechoty polskiej
załamywały się przeważnie przed przednim skrajem pozycji niemieckich na nieobezwładnionych
środkach ogniowych, mimo całkowitego poświęcenia żołnierzy. W bezpośrednim
starciu z nieprzyjacielską bronią pancerną dywizje piechoty własnymi środkami
ogniowymi nie mogły skutecznie walczyć. W nocnym boju z 15 na 16 września miał
miejsce chlubny wyjątek od tej zasady[43].
Wojsko polskie całkowicie rozgromiło niemiecki pułk pancerny, korzystając z
zaskoczenia przeciwnika i bardzo słabej widoczności, przerywanej łunami pożarów
zdobywanych wsi, oraz specyficznej nakazanej przez dowódcę armii taktyki.
Wszelki opór był łamany walką wręcz, bagnetem lub kolbą karabinu. Z rzadka
tylko używano granatów ręcznych i dział [44] .
Uwidoczniła się przy tym duża żywotność oddziałów i całych jednostek. Okazały
się one trudne do zniszczenia, łatwe do regeneracji i zdolne do podejmowania
kolejnego wysiłku bojowego. W uszczuplonych batalionach pozostawał doborowy i
ostrzelany żołnierz. One to walczyły z determinacją o wartości nadrzędne niepoddające
się regułom matematycznym.
20 września jednak 11, 24, i 38 DP zostały
rozbite na przedpolach Lwowa przez Niemców, ponosząc tak wysokie straty, ze
przestały faktycznie istnieć jako związki taktyczne. Opóźnienie wywołane przez
38 DP podczas nocnego boju z 15 na 16
września, skutkowało wplątaniem armii w walki z przeważającymi siłami wroga,
które szybko zareagowały na rozbicie swojego pułku pancernego. Grupa gen.
Kazimierza Sosnkowskiego nie przyniosła ocalenia dla Lwowa. Rozproszonych
żołnierzy i oficerów 11 DP, 24 DP, 38 DP, których setki próbowały dostać się do
Lwowa lub nad granicę z Rumunią i Węgrami, wyłapała do niewoli Armia Czerwona.
Bibliografia wykorzystana przy pisaniu
uwag
- A. Albert,
Najnowsza historia Polski 1914-1993, Warszawa 1995 r.
- R. Dalecki,
"Armia Karpaty" 1939, Warszawa 1979 r.
- W. Kozaczuk,
Wermacht 1933 - 1939, Warszawa 1978 r.
- E. Kozłowski, Wojsko
polskie 1936 -1939.Warszawa 1974 r.
- B. Prugar -
Kesling, Działania 11 Karpackiej Dywizji Piechoty - Wrzesień 1939 [w:]
Wojskowy Przegląd Historyczny 1957
r., nr 3.
- T. Rawski,
Piechota w II wojnie światowej, Warszawa 1984 r.
- T. Sergiejczyk,
Historia - Dzieje Najnowsze - 1939 - 1945, Warszawa 1991 r.
- K. Sosnkowski, Cieniom września, Warszawa 1989 r.
- A. Zawilski,
Bitwy polskiego września T II, Warszawa 1972.
[1] 6 września dotarł do dowódcy armii
"Karpaty" gen. Kazimierza Fabrycego rozkaz Sztabu Naczelnego Wodza,
podporządkowujący mu armię "Kraków" i
nadający obydwu armiom nazwę armia "Małopolska". Powyższy rozkaz w swej istocie
nie wszedł w życie. Obiema armiami od 10 września późnym wieczorem formalnie dowodził generał Kazimierz
Sosnkowski w ramach utworzonego frontu południowego. Natomiast w praktyce
rozkazodawstwa wrześniowego tylko armii "Karpaty" nadawano nazwę armia
"Małopolska". Por. R. Dalecki, "Armia Karpaty" 1939, Warszawa 1979 r.,s.58.
[2] B. Prugar - Kesling, Działania 11
Karpackiej Dywizji Piechoty - Wrzesień 1939 [w:] Wojskowy Przegląd Historyczny 1957 r., nr 3, s. 202-269
oraz nr 4, s. 231. Autor nazywa tę bitwę walką nocną 11 dywizji piechoty pod
Mużyłowicami. Jest to nazwa wsi znajdującej się na osi natarcia polskich kolumn
piechoty. W nocnej walce uczestniczyły jednak trzy polskie dywizje, a nie tylko
jedna. Ponadto, ich celem taktycznym było dotarcie do Lasów Janowskich w zakolu
rzeki Wereszycy. Natomiast sam gen. K. Sosnkowski nazywa tę nocną bitwę bojem
pod Jaworowem. Por. K. Sosnkowski, Cieniom września, Warszawa 1989 r. s., 124.
Dlatego tak zatytułowałem moją pracę.
[3] Polski plan obronny tzw. plan "Z",
przygotowany przez Sztab Generalny przy decydującym udziale marszałka Edwarda
Rydza Śmigłego, zakładał obronę na pozycjach mocno wysuniętych ku granicy
niemieckiej. Główna linia obrony biegła wzdłuż granicy z Niemcami i Słowacją.
Polskie dowództwo zdawało sobie sprawę z przewagi sił niemieckich i niewielkich
szans obrony wyznaczonych pozycji. Przyjęcie takiej linii obrony wynikało z
przyczyn politycznych a nie wojskowych. Stwarzało to jednak niebezpieczeństwo
oskrzydlenia sił polskich przez zastosowanie manewru oskrzydlającego Wermachtu
działającego z podstaw wyjściowych na Słowacji i w Prusach. Por. B. Bańkowicz i
A. Dudek, Słownik Historii XX wieku, Kraków 1993 r. s. 433.
[4] T. Sergiejczyk, Historia - Dzieje Najnowsze
- 1939 - 1945, Warszawa 1991 r.,s.17.
[5] Wojska polskie rozciągnięte wzdłuż
granic, były zagrożone przełamaniem pozycji obronnych, otoczeniem i rozbiciem
na przestrzeni zbyt wielkiej jak na ich możliwości defensywne. Dlatego też
musiały ratować się odwrotem, aby nie dać się oskrzydlić. Bitwa graniczna
ostatecznie zakończyła się na terenie całego kraju do 6 września. Za mały
Słownik Historyczny pod red. T. Łepkowski, Warszawa 1967 r.,s.117.
[6] K.Sosnkowski, Cieniom września, Warszawa
1989 r.,s.81.
[7] Z. Mierzwiński,
Generałowie II Rzeczypospolitej, Warszawa 1990 r., s. 293. Gen. K.Sosnkowski,
wraz z bliskimi oficerami nie dotarł do Lwowa, ponieważ od wschodu do miasta
podeszły wojska radzieckie. Dlatego też postanowił przedostać się na terytorium
Węgier, skąd udał się do Francji, gdzie włączył się do polskiej działalności
wojskowej.
[8] Gen. Kazimierz Fabrycy zrzekł się
dowództwa armii Małopolska, która przeszła pod bezpośrednie rozkazy gen. Kazimierza
Sosnkowskiego 12 września. Por. K. Sosnkowski, Cieniom września. s.102.
[9] K.
Sosnkowski, Cieniom września, Warszawa 1989 r.,s. 133.
[10] Do 7 września dywizją dowodził płk 89
Bolesław Krzyżanowski, ale zrzekł się dowództwa.
[11] 38 DP była jednostką rezerwową i nie
występowała w organizacji pokojowej Wojska Polskiego. Zgodnie z założeniami
planu mobilizacyjnego "W2" zmobilizowana została w I rzucie
mobilizacji powszechnej, począwszy od 31 sierpnia 1939, na bazie jednostek
organizacyjnych Korpusu Ochrony Pogranicza: Brygady KOP "Polesie", Pułku KOP "Snów", Pułku KOP "Sarny" i Pułku KOP "Zdołbunów".
Dane liczbowe, por. K.Sosnkowski, Cieniom września, Warszawa 1989 r., s.118.
[12] K. Sosnkowski, Cieniom września,
Warszawa 1989 r.,s.116.Autor wspomnień podaje, inne dane liczbowe:
A. 11. DP - 1800 bagnetów, B.24. DP - 1200 bagnetów, C. 38.
DP - 6000 bagnetów.
W tekście podałem
informacje zaczerpnięte z artykułów wikipedii poświeconych w/w jednostkom,
opartych o pracę R. Daleckiego, "Armia Karpaty" 1939, Warszawa 1979 r.
[13]A. Zawilski, Bitwy polskiego września, T.
II. Warszawa 1972 r., s.24. 2 brygada górska "Nowy Sącz" płk. Aleksandra Stawarza,
została rozbita pod Krosnem przez 1 niemiecką dywizje górską - Grupę Lang
wzmocnioną sprzętem motorowym, działkami ppanc., plot, artylerią, saperami i
radiotelegrafistami. 3 brygada górska "Sanok" płk. Jana Kotowicza została
rozbita również przez 1 niemiecką dywizję górską - Grupę Geiger pod Rymanowem i
Zarszynem, w skład której wchodził oddział pościgowy "Wintergerst".
[14] Kontakt z armią Kraków, miał miejsce w
omawianym okresie tylko raz przy pomocy konnego gońca a ze Sztabem Generalnym
dopiero po osiągnięciu Lasów Janowskich lotnik zrzucił z samolotu strzępy
meldunku. Jedyna radiostacja garnizonu przemyskiego typu RKD miała zasięg tylko
30 kilometrów
i nie mogła zapewnić kontaktu miedzy armią Małopolska i inną dużą jednostką.
[15] A. Zawilski, Bitwy polskiego września,
T. II. warszawa 1972 r., s. 52.
[16] K. Sosnkowski, Cieniom września. s. 225
[17] J.w., s. 225.
[18] J.w., s.272.
[19] W. Kozaczuk, Wermacht 1933 - 1939,
Warszawa 1978 r., s. 250.
[20] A. Zawilski, Bitwy polskiego
września, T. II. warszawa 1972 r., s. 24 i s.46. Por. Szczególna rolę w szybkim
działaniu wroga odegrał zmotoryzowany oddział wydzielony (Vorausabteilung) pod
nazwą "Wintergerst" dowodzony przez płk. Schornera. To on wykonał, rajd pościgowy,
który swoją szybkością miał zaskoczyć nieprzygotowany Lwów. Oddział wydzielony
przerzucany samochodami do przodu miał za zadanie uchwycenie ważnych punktów
terenowych. Jego czołgi znalazły się na terenie miasta już 12 września na ulicy
Gródeckiej.
[21] T. Rawski, Piechota w II wojnie
światowej, Warszawa 1984 r., s.51.
[22] Tamże., s.45.
[23] E. Kozłowski, Wojsko polskie 1936 -1939.
Próby modernizacji i rozbudowy. Warszawa 1974 r., s.119.
[24] W.
Kozaczuk, Wermacht 1933 - 1939, Warszawa 1978 r., s. 344.
[25] K. Sosnkowski, Cieniom września ..s.
106.
[26] K. Sosnkowski, Cieniom września ..s.
226.
[27] A. Albert, Najnowsza historia Polski
1914-1993, Warszawa 1995 r., s. 405
[28] A. Zawilski, Bitwy polskiego września,
T. II. warszawa 1972 r., s. 54.
[29] A. Zawilski, Bitwy polskiego września,
T. II. Warszawa 1972 r., s. 55.
[30] J.w.
[31] A. Rzepniewski, Przedmowa [w:] K.
Sosnkowski, Cieniom września, Warszawa 1989 r. s. 273.
[32] A. Zawilski, Bitwy polskiego września,
T. II. Warszawa 1972 r., s.56.
[33] T. Rawski, Piechota w II wojnie światowej,
Warszawa 1984 r., s. 61.
[34] K. Sosnkowski, Cieniom września ..s. 137.
[35] K. Sosnkowski, Cieniom września. s.138.
[36] Tamże., s.139.
[37] K.
Sosnkowski, Cieniom września. s. 140.
[38] A. Zawilski, Bitwy polskiego września,
T. II. Warszawa 1972 r., s. 58-59.
[39] K. Sosnkowski, Cieniom września. s. 139.
Komendę nad tymi batalionami sprawował
pułkownik Pecka, dowódca piechoty dywizyjnej.
[40] A. Zawilski, Bitwy polskiego września,
T. II. Warszawa 1972 r., s.46.
[41] K. Sosnkowski, Cieniom września. s. 148.
[42] K. Sosnkowski, Cieniom września.s.149.
[43] T. Rawski, Piechota w II wojnie
światowej..s.58.
[44] A. Zawilski, Bitwy polskiego września T II,
Warszawa 1972 r.,s.56
Tomasz
Rakowski
|