Iron Front: Liberation 1944
Producent: X1 Software, A war.
Wydawca: Deep Silver / Koch Media
Data wydania: maj 2012
Gra Iron Front zapowiadała się całkiem nieźle. Twórcy oparli ją na silniku znanym z ArmA II. Zapowiadał się więc dobrze wyglądający symulator II wojny światowej. Taka Operacja Flashpoint w realiach frontu wschodniego, czyli coś, czego wymagającym graczom brakowało. Rzeczywistość okazałą się jednak inna. Przez całą masę bugów, niedziałających skryptów i fatalną optymalizację Iron Front jest zupełnie niegrywalna.
Miało być...
Twórcami gry są Niemcy ze studia X1, które wypuściło dodatki m.in. do IŁ-2, oraz rosyjskie studio A war, autorzy modów do ArmA i Operation Flashpoint. Produkt jest więc wyraźnie skierowany do maniaków realizmu i wysokiego poziomu trudności rozgrywki.
Fabuła obejmuje walki na froncie wschodnim latem 1944 roku. Rozgrywka w singlu podzielona jest na dwie kampanie: niemiecką i radziecką. W każdej możemy wybrać język (oryginalny, albo angielski). Gracz wciela się w rolę żołnierza, czołgisty, lotnika, albo podoficera jednej ze stron. Mapy są rozległe co daje duże pole popisu. Grafika jest całkiem przyzwoita. Pojazdy, żołnierze, broń, detale, otoczenie cieszą oczy. Wszystko dopracowane. Zapowiadała się ciekawa rozgrywka na dobrze wyglądającym symulatorze pola walki.
A wyszło...
Gra zaczyna się w obozie treningowym jednej ze stron. Tam uczymy się podstaw: ruch, strzelanie, kierowanie pojazdami. Nie jest łatwo, zwłaszcza strzelanie z km. Kule nie lecą dokładnie tam, gdzie celujemy. Często rukoszetują i rzadko trafiają w tarczę. No i dobrze. To w końcu symulator, a nie Call of Duty. W trakcie trwania rozgrywki, uczymy wydawać komendy. I tutaj zaczyna się masakra. Żeby wydać prosty rozkaz kilku żołnierzom, trzeba mocno się nagimnastykować. Interfejs komend jest skomplikowany i mało intuicyjny. Gracz zamiast skupić się na walce i polegać na AI swoich, musi znaleźć żołnierza, przypisany mu klawisz, potem odpowiednią komendę i skierować do wyznaczonego miejsca. W czasie gry taki system kompletnie się nie sprawdza. Dochodzi do tego, że po kilku próbach opanowania swoich podwładnych, musiałem sobie odpuścić dowodzenie. Łatwiej tu wykonywać misję samodzielnie, niż współpracować. Swój wkład w koszmarne dowodzenie ma sztuczna inteligencja botów. Nasi bojowcy biegają bez sensu po mapie, stają na środku drogi jak debile i czekają, aż ktoś ich zastrzeli. Za dużo komplikacji, za mało zabawy.
Przygłupich towarzyszy można jakoś wytrzymać. Ale gra ma jedną zasadniczą wadę, która jest jej gwoździem do trumny. Skrypty. Obecnie próbuję przejść czwartą misję w kampanii niemieckiej. Jestem w miejscu, gdzie mam za zadanie po prostu wsiąść do transportera opancerzonego. Więc robię, co mam zrobić i nic się nie dzieje. Wsiadam, wysiadam, znowu wsiadam. Nic. Biegam po mapie, bo może czegoś nie zrobiłem. Nic. Restartuję misję. Znowu nic. Od dwóch tygodni nie mogę ruszyć z miejsca. I tak jest w całej grze. Dopóki graczowi nie uda się jakimś cudem wykonać sekretnego questa, nie zrobi kroku naprzód. To jest uciążliwe, frustrujące i powoduje, że Iron Front staje się całkowicie niegrywalna. Na stronie gry co jakiś czas pojawia się informacja, że wkrótce pojawi się patch. Ale do tego momentu nie ma sensu w ogóle jej instalować. To nie znaczy, że nie ma potencjału. Wystarczy sobie przypomnieć Hearts of Iron III. Jej wersja podstawowa to też była padaczka, a dopiero dodatek For the Motherland postawił ją na nogi.
Podsumowując: Iron Front: Liberation 1944 niemal w całości składa się z błędów, niedoróbek , bugów i niedziałających skryptów. Wszystko to w bardzo ładnej, klimatycznej oprawie. Gdyby gra działała, byłby to bardzo dobry symulator. Pozostaje czekać na patche i mody, bo gra ma wielki potencjał.
Plusy:
- realizm,
- klimat,
- grafika.
Minusy:
- fatalne błędy, bugi, skrypty
- kompletna niegrywalność.
Galeria
Screenshots
Adam Stohnij.
|