Bierność sojuszników zachodnich
Już w dniu 1 września, gdy zarysowała
się miażdżąca przewaga Luftwaffe w powietrzu,
rząd polski wystąpił z sugestią wobec sojuszników
zachodnich w sprawie akcji odciążających na zachodzie
ze strony lotnictwa sprzymierzonych. Sugestie
te przerodziły się po 3 września w coraz bardziej
dramatyczne i coraz bardziej naglące apele o wykonanie
przez sojuszników zachodnich zobowiązań podjętych
wobec Polski. Chodziło w pierwszej kolejności
o odciążenie Polski przez wprowadzenie do akcji
lotnictwa, a następnie o podjęcie wielkiej ofensywy
na zachodzie, w piętnastym dniu wojny, tak jak
przewidywały to protokoły polsko-francuskich narad
sztabowych z maja. Miały one wejść w życie po
podpisaniu protokołu interpretacyjnego do umów
polsko-francuskich z roku 1921 i 1925.
4
września ambasador Łukasiewicz i minister Bonnet
złożyli podpisy pod protokółem uzupełniającym
te umowy sojusznicze. Tym samym wchodziły w życie
protokoły wojskowe, które przewidywały przystąpienie
Francji natychmiast do "działań o celach
ograniczonych", a następnie w piętnastym
dniu wojny do ofensywy siłami głównymi. Jednakże
dowództwo francuskie zignorowało te swoje zobowiązanie
i nie kwapiło się z rozpoczęciem aktywnych działań
wojennych na Zachodzie, mimo że miało do dyspozycji
90 dywizji oraz ogromną przewagę w armiach pancernych
i lotnictwie i gdy siły niemieckie na froncie
zachodnim nie przekraczały 25 dywizji, przeważnie
rezerwowych i znacznie gorzej wyszkolonych niż
te, które zaatakowały Polskę.
Tak samo przedstawiała się sytuacja w przygotowaniach
do operacji lotniczych, o które przez cały czas
zabiegali przedstawiciele Polski. 12 września,
w czasie narady brytyjsko-francuskiej na najwyższym
szczeblu, naczelny dowódca wojsk francuskich,
gen. Gamelin uznał, że naloty na Niemcy mogą spowodować
reakcję lotnictwa niemieckiego, co wyrządzi szkody
ludności cywilnej oraz skomplikuje koncentrację
wojsk francuskich. Argumenty te podzielali politycy
i wojskowi brytyjscy.
W trzy dni po podpisaniu polsko-francuskiego protokołu
politycznego podpisany został w Londynie trójstronny
układ finansowy między Wielką Brytanią i Francją
z jednej a Polską z drugiej strony. Na tej podstawie
Francja udzielała Polsce, w trybie natychmiastowym,
pożyczki w wysokości 600 milionów franków (tj.
około 17 mln. dolarów), a Wielka Brytania w wysokości
5 milionów funtów (tj. około 24 mln. dolarów).
Oznaczało to, że Wielka Brytania wydzielała na
potrzeby wojenne Polski 1 procent uchwalonych
właśnie nadzwyczajnych kredytów wojennych, a Francja
jeszcze mniej - 0,7 procenta. Środki te wykorzystane
zostały później, w nowych warunkach działania
władz polskich na emigracji.
12 września minister Beck w depeszach do ambasadorów
polskich w Londynie i Paryżu ponownie domagał
się interwencji ze strony lotnictwa sojuszników
Polski. "Stan moralny naszych wojsk jest
dobry. Walki zacięte trwają mimo przewagi liczebnej
nieprzyjaciela. Wszyscy znający sprawę twierdzą,
że jedynie bezczynność lotnictwa sprzymierzeńców,
obok powolności francuskiej akcji na lądzie, powoduje
dla nas sytuację groźną, wynikającą z utraty zbyt
wielkiego terytorium i zniszczenia naszego przemysłu
wojennego. Proszę działać wobec członków rządu,
opozycji i prasy". Dalsze interwencje nie
zmieniły tej sytuacji. 14 września szef polskiej
misji wojskowej w Londynie, gen. M. Norwid-Neugebauer,
w rozmowie z przedstawicielem sztabu brytyjskiego
oświadczył bez żadnych niedomówień: "...Anglia
nie dotrzymała, jak dotychczas, swych zobowiązań,
albowiem przez 14 dni wojny pozostajemy zostawieni
sami sobie, a to, co miało być dostarczone w wyniku
bytności gen. Claytona w maju, nigdy do Polski
nie dotarło".
W
tym samym czasie ambasador Stanów Zjednoczonych
w Paryżu tak informował Waszyngton o ostatnich
rozmowach premierów Chamberlaina i Daladiera:
"Dla prezydenta i sekretarza stanu. Byliśmy
dziś we dwójkę z Daladierem na śniadaniu. Jego
wczorajsza rozmowa z Chamberlainem dotyczyła problemów
prowadzenia wojny w Europie. O Dalekim Wschodzie
nie było wzmianki. ...Chamberlain zdecydowanie
odmówił użycia brytyjskich bombowców przeciwko
Niemcom w chwili obecnej, dodając, że nie chciałby
sprowokować bombardowania W. Brytanii przez Niemcy,
a w szczególności brytyjskich zakładów lotniczych,
które produkują obecnie wielkie ilości samolotów...
Chamberlain wyraził opinię, że Polska stracona
jest w każdym razie". Rozmowy Daladier -
Chamberlain odbyły się we Francji w Abbeville
z udziałem szefów sztabów i dowódców poszczególnych
rodzajów broni. W czasie tej narady gen. Gamelin
przedstawił elementy swej decyzji o wstrzymaniu
"dalszych" działań zaczepnych przeciwko
Niemcom, ponieważ "w żaden sposób nie mogą
one mieć wpływu na wydarzenia w Polsce".
Decyzja ta została powitana z uczuciem ulgi przez
uczestników tej narady. Polska miała nadal trwać
w oporze, by w ten sposób Anglia i Francja mogły
przeprowadzić mobilizację sił w sposób niezakłócony.
Francja i Anglia przygotowywały się do długotrwałej
wojny, a ofensywę w wielkim stylu na Zachodzie
planowano na okres po 1940-1941. Jednak ani te
plany, ani decyzje narady z Abbeville nie zostały
przekazane rządowi sojuszniczej Polski, nawet
tytułem informacji. Tymczasem wszystko to działo
się w sytuacji niezwykle korzystnej dla Francji
i Wielkiej Brytanii. Oto w dniu 12 września, gdy
odbywała się narada w Abbeville i gdy armie niemieckie
związane były w Polsce - sprzymierzeni mieli na
Zachodzie blisko trzykrotną przewagę w sile żywej,
przeszło trzykrotną w powietrzu, zupełnie miażdżącą
w broni pancernej, blisko trzykrotną przewagę
w artylerii. Niemcy - jak mówił gen. Jodl na procesie
w Norymberdze - nie mogli nadziwić się tej postawie
sojuszników Polski. Armia francuska zamiast nacierać
na nieprzyjaciela, wysyłała patrole, a samoloty
brytyjskie zamiast bomb zrzucały chmary ulotek.
Straty francuskie w wojnie przeciwko Niemcom wyniosły
w zabitych i rannych 1575 ludzi, straty niemieckie
jeszcze mniej, bo zaledwie 800 ludzi.
Wrzesień 1939 r. przyniósł szczególnie
jaskrawy przykład niedotrzymania - wbrew własnym
interesom zobowiązań jednych państw wobec innych
w wojnie z nieprzyjacielem, który mógł je bić
po kolei. Wkrótce okazać się miało, że "udziałem
tego, kto pierwszy opuścił sprzymierzeńca, stała
się również klęska".
|