 |
Kariery oficerów II Rzeczypospolitej
 |
Bartosz Kruszyński
Dom Wydawniczy Rebis
Poznań 2011
stron: 501
okładka twarda
ISBN: 978-83-7510-671-8
|
Nakładem wydawnictwa Rebis ukazała się książka naukowa, ale napisana w tak przystępny sposób, że ma szansę dotrzeć do szerokiego odbiorcy. Autorowi udało się w umiejętny sposób przeanalizować wyjątkowo skomplikowaną sytuację kadrową w Wojsku Polskim w okresie dwudziestolecia.
Próba zrecenzowania książki naukowej nigdy nie jest łatwa dla recenzenta. Bo co można o takiej książce napisać, żeby zachęcić Czytelnika do sięgnięcia po nią? Sprawy nie ułatwia fakt, że tematem, poza recenzentem zainteresowanych jest jakichś trzystu ludzi w kraju.
Mimo wszystko postanowiłem zmierzyć się z tematem, więc do dzieła. Książka Bartosza Kruszyńskiego porusza temat budowy niemal od podstaw polskiej kadry oficerskiej. Trudności państwa wynikające ze stworzenia jednolitego wojska narodowego z armii zaborczych, sytuacja materialna i życie codzienne oficerów to obszerny temat. Mimo to w pracy znajduje się wszystko, czego wymagający czytelnik mógłby zażądać.
Autor podzielił pracę chronologicznie, na trzy rozdziały: 1918-1921, 1921-1926, oraz 1926-1939. Po kolei przedstawia, na jak ogromne trudności natrafiały polskie władze wojskowe. Pierwsze lata po odzyskaniu niepodległości upłynęły pod znakiem demobilizacji, wojen z sąsiadami i utworzenia Komisji Weryfikacyjnej. W tym okresie najważniejsze wydawało się stworzenie jednolitego wojska z aż pięciu różnych armii (państw zaborczych, Błękitnej Armii i dowborczyków). Lata do zamachu majowego autor ukazuje jako polityczne próby poprawy strasznej sytuacji materialnej oficerów oraz ujednolicenie m.in. zasad awansowania, płac, czy nawet umundurowania. Ostatni okres Bartosz Kruszyński opisuje jako czas względnej stabilizacji i poprawy ogólnej sytuacji w wojsku.
Książka pełna jest szczegółowych danych, analiz i porównań, których nie sposób tu przytoczyć. Ale książka nie jest tylko kolejną pozycją do bibliografii pracy magisterskiej. Autor mocno się postarał, żeby czytelnik czuł, że czyta o prawdziwym życiu prawdziwych ludzi. I tak czytamy, że Lucjan Żeligowski (późniejszy generał) był w tak ciężkiej sytuacji materialnej, że na maturę przyszedł boso, a noc spędził w przyklasztornym ogrodzie. Gdy sytuacja mieszkaniowa oficerów była tragiczna, rząd wydał rozporządzenie o obowiązku udostępniania dla nich mieszkań prywatnych. Mimo tego, część oficerów sypiała na dworcach albo nawet w domach publicznych. Palącym problemem władz wojskowych było ujednolicenie armii. Bartosz Kruszyński bardzo obrazowo przedstawia ten problem na przykładzie jednego starego oficera kawalerii z armii carskiej. Oficer ów musiał stanąć przed komisją regulaminową, która miała sprawdzić, jaki poziom wiedzy przedstawia. Oficer miał wraz z oddziałem przemaszerować z jednej wioski do drugiej. W pewnym momencie komisja postawiła mu zadanie: "nagle, w odległości pięciu kilometrów wyłaniają się dwa samoloty i atakują szwadron. Jakie komendy pan wyda?" Swoją odpowiedzią oficer zdruzgotał komisję: "Ot, swołocz lotniki! Nu, ja im pokaża!" Po czym odwrócił się do oddziału i rozkazał szwadronowi: "W krzaki, jobwaszumat!" Zgodnie z wymogami MSWojsk. Każdy oficer musiał zdać egzamin maturalny. Pewien oficer rosyjski na pytanie: "Kto to był Mieszko.", odpowiedział komisji: "A wot ja jego dobrze pamiętam. To ochotnik z Zaamurskiego Pałka." Autor barwnie pokazał codzienną, ciężką pracę w szkołach wojskowych. Pewnego dnia generał Olgierd Pożerski próbował wyjaśnić młodym oficerom czym jest esprit de corps w ten sposób: "Panowie winni zrozumieć, że stanowicie korpus oficerski, który powinien mieć swój espirit de corps. Nie wiecie, co to jest espirit de corps, to wam wytłumaczę. Przed wojną dowodziłem baterią. Wysłano nas na poligon pod Olitę. Przyjeżdżam i spotykam tam starego przyjaciela, dowódcę kozackiej baterii. Co za miłe spotkanie! Nu, trzeba kozaka, znaczy się, przyjąć, zaprosić do baterii na obiad.... Czymże odpowiednio ugościć? Gęś faszerowana, ma się rozumieć... Przyszedł, usiadł, podali gęś... Nu znaczy się jemu, gościowi, najlepszy kąsek, z kuperkiem... Wziął do ust. Widzę, że coś źle, bo wyjmuje kuperek z ust i kładzie na talerz... Widzę, że skandal, że nasz mierzawiec kucharz coś nawalił. Trzeba ratować honor baterii... to ja za ten kuper i na ząb... ukąsił i poczuł, że to nie farsz, a gówno... To ja go szybciej połknął, by śladu nie zostało, by ratować honor baterii... Oto, panowie, espirit de corps." W książce Bartosza Kruszyńskiego wiele jest opisów takich sytuacji. Nie są one tylko po to, żeby rozbawić czytelnika, ale są podparciem dla faktów. Bez ryzyka mogę przyznać, że książka opisuje wszystkie zagadnienia z życia oficerów II RP. nie jest jednak pozbawiona mniejszych i większych błędów albo niedociągnięć. Mnie najbardziej razi logika umieszczania zdjęć. Mimo że autor nie pisze o karierze żadnego konkretnego oficera, to na 10 z 60 zdjęć (oprócz okładki) jest płk Wojciech Rankowicz, choć w samym tekście jego nazwisko pojawia się 18 razy (na 425 stron). Poza tym są zdjęcia z podpisem typu "czternasty (!) od prawej pułkownik Rankowicz". Zatem autor powinien się zdecydować, czy opisuje kariery całości kadry, czy konkretnych postaci. Nie ma znaczącego wpływu na całość tekst, ale powstaje wrażenie niezachowania proporcji między tekstem a zdjęciami. Poza tym moim zdaniem dużym zaniedbaniem jest zupełny brak ilustracji mundurów. Umundurowaniu oficerów autor poświęcił cały podrozdział (13 stron), ale nie ma tam żadnej ilustracji! Autor wymienia 5 rodzajów ubioru oficerskiego, ale nie ma do tego żadnego zdjęcia, ani fotografii. Zamiast tego jest tabelka za opisem poszczególnych elementów stroju. W tekście jest jeszcze kilka mniejszych, lub większych pomyłek, przejęzyczeń, czy niedociągnięć, ale od tego jest korekta.
Ocena ogólna książki Bartosza Kruszyńskiego jest bardzo dobra. Jest to dzieło napisane z dobrą znajomością tematu, fachowym piórem i w oparciu o bogatą bibliografię. Nie zauważyłem większych błędów, a jeśli jakieś się pojawiły, to niewielkie, niemające wpływu na całość.
Adam Stohnij
|