|
Krwawy trójkąt. Zagłada Armii Czerwonej na Ukrainie 1941
|
Victor Kamerin
Sierpień 2010
ISBN: 978-83-11-11871-3
Liczba stron: 432
Wymiary: 165x235 mm
Wydawca: Bellona
|
Z każdej książki można wynieść coś nowego. Ja dostałem nauczkę, że zawsze przed kupnem trzeba przynajmniej przeczytać wstęp. Nie zrobiłem tego i teraz moje 47 zł poszło nie powiem co robić.
Pierwszy kontakt z tą książką był obiecujący. Co prawda tytuł: "Krwawy trójkąt" brzmi jakby żywcem wyjęty z "Faktu" i nie zachęca wymagających czytelników, ale ok. Sprawdzam okładkę, żeby z grubsza wiedzieć o czym jest. A tam czytam: "pierwsza wielka bitwa pancerna na froncie wschodnim", "przyczyny zagłady rosyjskich formacji pancernych", "sylwetki dowódców, analiza operacyjna, sekretne szczegóły wojny". Nieźle, co? Dalej jest jeszcze lepiej: "Publikacja po raz pierwszy w Polsce odsłania tajemnice związane z wielką bitwą pancerną w trójkącie Łuck-Dubno-Brody na południowym odcinku frontu radziecko-niemieckiego w 1941 roku." Szybko przekartkowałem strony. Nawet nieźle to wyglądało. Prawie 400 stron, kilka zdjęć, organizacja wojsk, porównanie sił, tabele, liczby. Są mapy z naniesionymi dzień po dniu ruchami wojsk. Naprawdę książka sprawia wrażenie profesjonalnej
I tutaj chciałbym wytłumaczyć, czemu warto przed kupnem książki przeczytać choćby jej wstęp. Bo tak czytam "Krwawy trójkąt" (ciekawe, czy tylko dla mnie taki tytuł mogłaby nosić kolejna część sagi "Zmierzch") a tam na samym początku tekst, który mnie powalił. Zaczęło się ciekawie: "Rosyjski pisarz i były oficer sowieckiego wywiadu wojskowego Władimir Rezun (pseudonim literacki Wiktor Suworow) rozpętał swoimi publikacjami dyskusję na temat planowanego przez ZSRS ataku na Niemcy. Mało przekonująco Rezun dowodził, iż obecność na granicy określonych typów jednostek i dużą liczbę oddziałów należy uznać za wyznacznik agresywnych zamiarów Armii Czerwonej."Aha! Zapowiada się wojna na argumenty z teorią Suworowa. Tylko mała uwaga: czemu autor pisze, że Rezun jest "mało przekonujący"? Mnie "Lodołamacz" przekonał. Ale to szczegół, więc czytam dalej. "Twierdzenie, że Związek Radziecki dysponował przed rozpoczęciem konfliktu wojskami powietrznodesantowymi liczącymi milion żołnierzy uważam za niedorzeczne. Należy zaznaczyć, że skoki ze spadochronem były przed wojną popularną rozrywką wśród młodzieży (.)." No nie wierzę! "Popularną rozrywką"!? Czy to nie na Ukrainie, o której autor przecież pisze, nie miał miejsca Wielki Głód? Wydaje mi się, że ludzie, którzy z głodu muszą zjadać koty, psy i szczury, a w ostateczności własne dzieci niespecjalnie mają ochotę skakać ze spadochronem. Autor nie kwestionuje "zaborczej polityki zagranicznej Stalina", bo "byłoby to zadaniem nad wyraz karkołomnym, zważywszy na fakt, że Związek Sowiecki zdążył przed niemiecką agresją zagarnąć trzy małe państwa bałtyckie oraz część obszarów Polski, Finlandii oraz Rumunii." Na chwilę zamknąłem książkę, spojrzałem na cenę. 47 złotych. Czterdzieści siedem! Zabolało.
Później autor przedstawia historię radziecko-niemieckiej współpracy wojskowej, w tym ośrodki w Kazaniu i Lipecku. Wyciąga jeden wniosek: "obie strony wyszły ze współpracy zadowolone (.). Doświadczenie zdobyte podczas szkolenia w Kazaniu pozwoliło zarówno Niemcom, jak i Związkowi Sowieckiemu stać się wiodącymi państwami w dziedzinie modernizacji armii." Warto sobie ten cytat zapamiętać, zwłaszcza kiedy autor dwie strony dalej twierdzi, że radzieckie oddziały pancerne "wyglądały żałośnie- były wolne, mało zwrotne, manewrowało się nimi z trudem, ponadto często się psuły." Kontynuując wątek współpracy obu mocarstw: "Niemcy przyłożyli się do wyuczonej lekcji i na początku II wojny światowej wyprzedzili w dużym stopniu Związek Sowiecki na polu produkcji i wykorzystania dział ppanc. w walce." Szkoda, że nie możemy się dowiedzieć na czym polega "w duży stopień" tego wyprzedzenia. No bo chyba nie chodzi o niemieckie działo kal. 37 mm, przez Sowietów nazwane "kołatką do drzwi".Następnie Victor Kamenir udowadnia, jak nieskuteczna była Armia Czerwona nad Chałchyn-Goł. "Wprawdzie formacje czołgów brały udział (.) i odegrały znaczną rolę w osiągnięciu zwycięstwa, ale wykorzystywano je w sposób nieudolny, przez co poniosły znacznie większe straty, niż to było konieczne." Specjalnie to sprawdziłem i wychodzi, że nad Chałchyn Goł straty japońskie wyniosły 61 tys zabitych, rannych i jeńców, a radziecko-mongolskie 18 500, czyli trzy razy mniej. Już nawet nie chcę pytać, co autor uważa za nieudolne wykorzystanie czołgów (w książce o tym ani słowa), ani jakie straty byłyby wystarczające. Czterdzieści siedem złotych. Mógłbym za te pieniądze iść do dentysty. Mniej by bolało.
Już nawet nie chce mi się wymieniać tych wszystkich bzdur i wewnętrznie sprzecznych teorii. Skupię się na najpopularniejszych twierdzeniach. Czyli tak: owszem Armia Czerwona posiadała 24 tys. czołgów, ale była to "zbieranina maszyn nowoczesnych, przestarzałych, a nawet rozlatujących się z powodu rdzy." A już czołgi T-26 to już kompletna porażka, bo "nie potrafiły osłonić załogi przed ogniem karabinów maszynowych", takie były "słabo opancerzone". No tak, to tylko 20 mm pancerza. A czołgi BT? "Nie mogły mierzyć się z niemieckimi czołgami średnimi". No tak, bo z tego, co mi wiadomo wozy typu BT były czołgami kawaleryjskimi. A to oznacza, że miały przebić się przez linie wrogiej piechoty i omijając gniazda oporu, przeć naprzód. Potwierdza to sam autor dokładnie na tej samej stronie: "miały (BT- przyp. A.S.) uderzać daleko na tyłach linii nieprzyjaciela." Więc absolutnie nie miały walczyć z żadnymi niemieckimi czołgami. Czterdzieści siedem złotych! To dobry obiad.
Jeszcze mała refleksja. Źródła, które autor cytuje, to w większości pamiętniki radzieckich dowódców. Oznacza to, że książka jest jedną wielką próbą zrzucenia winy za porażkę na "przestarzały" sprzęt i ogólne "nieprzygotowanie" armii.
Jeszcze kilka smaczków z książki:
"Mało udanym krewnym KW-1 był (.) KW-2. Opracowano go z myślą o niszczeniu nieprzyjacielskich umocnień (.). Opracowany, by atakować stacjonarne umocnienia, uzbrojony w haubicę i nieposiadający pocisków przebijających pancerz KW-2 nie mógł skutecznie konkurować w starciach z czołgami niemieckimi." Cały ten tekst jest tak idiotyczny i wewnętrznie niespójny, że nawet nie chce mi się tego komentować.
"Największą wadą sowieckiej artylerii był brak mobilności. Znaczny odsetek dział przemieszczano za pomocą zaprzęgów konnych. A tymczasem w Związku Radzieckim brakowało koni." Związku Radzieckim brakowało koni. Bez komentarza.
"Cztery T-26 wyposażono w działa, dziesięć nie miało żadnego uzbrojenia i było wykorzystywane jako pojazdy holownicze." Aha. Na wypadek, gdyby koni zabrakło.
"Pułk artylerii, uzbrojony w szesnaście haubic kalibru 122 mm i 152 mm, nie miał na wyposażeniu żadnego ciągnika." To ciekawe jak się znalazły na miejscu. Stalin je w kieszeni przyniósł.
"Siłę bojową 19. korpusu obniżała duża liczba lekkich pływających czołgów T-37." Jak powszechnie wiadomo duża liczba czołgów obniża wartość bojową korpusu.
"Ćwiczenia do operacji Lew Morski (Unterhehmen Seelöwe)" Unternehmen.
I wieeeeeele, wiele więcej.
Drogi Czytelniku. Nie warto.
Adam Stohnij
Dane za: Z. Ryniewicz, Leksykon bitew świata., Oficyna Wydawnicza Alma-Press, Warszawa 2008, s. 101-102.
|