space
 
Kampania Wrześniowa 1939 | Wojna Obronna 1939 | IV Rozbiór Polski | Kampania obronna 1939 | Polendfeldzug 1939 | Polish Campaign 1939 | Feldzug in Polen 1939

Strona główna 

  

Forum

  

Artykuły 

  

Bitwy i potyczki

  

Organizacja

  

Uzbrojenie

  

Biografie

  

Galerie

   Odwiedź nasz profil na Facebooku i zostań naszym fanem!  

 Kontakt 


Ucieczka okrętu podwodnego ORP "Orzeł"

W tym samym czasie, kiedy niemieckie radio nadawało wiadomość o zatopieniu dalszego polskiego okrętu podwodnego w dniu 4 września, okręt ten zdążał na północ, w kierunku Gotlandii. Był to ORP "Orzeł", którego dowódca postanowił na własną rękę zmienić sektor działania.

ORP OrzełO świcie następnego dnia "Orzeł" zanurzył się. W godzinę później na okręcie słyszano detonację bomb, rzuconych prawdopodobnie przeciwko innemu okrętowi podwodnemu, w sąsiednim sektorze. Podobne wybuchy było słychać około godz. 9.00 rano, a później zapanowała cisza. Wieczorem "Orzeł" wynurzył się i podążył w dalszą drogę. Rana 6 września okręt przybył w pobliże Gotlandii i znalazł się na wodach nie nawiedzanych ani przez okręty, ani przez samoloty, z dala od nieprzyjaciela i odgłosów wojny.

Dnia 7 września "Orzeł" nawiązał łączność radiową z "Sępem" donosząc, że idzie na Nord, w kierunku Gotlandii; przebywający tam "Sęp" przeszedł więc ku wyspie Oland.
Nie znamy bliżej szczegółów z następnych dni działalności "Orła" poza tym, że wpłynął w pole minowe, ocierając się (dosłownie) o śmierć drzemiącą w kulistych kształtach min. W swym nowym rejonie działania nie napotkał żadnych okrętów ani statków poza jednym transportowcem, którego przynależności nie można było ustalić, a który prawdopodobnie był neutralny. Drobne uszkodzenia okrętu odniesione od detonacji bomb głębinowych zostały usunięte, jednakże powstała nowa awaria, której usunięcie nie leżało w możliwościach załogi: pęknięcie cylindra sprężarki. Konieczność dokonania. tej naprawy oraz choroba dowódcy okrętu; który zaniemógł już 8 września (przy podejrzeniach tyfusu), sprawiały, że kwestia zawinięcia "Orła" do portu stawała się paląca.
W dniu 10 września zastępca dowódcy "Orła" kapitan Grudziński przekazał na Hel wiadomość o chorobie komandora Kłoczkawskiego, uniemożliwiającej mu pełnienie służby. Dowódca floty polecił nadać w odpowiedzi; "Albo wysadzić dowódcę okrętu w porcie neutralnym i działać dalej pod dowództwem jego zastępcy, albo ostrożnie przyjść w nocy na Hel celem zmiany dowódcy -meldować o decyzji":
Odpowiedzi na ten rozkaz Hel się nie doczekał, chociaż została ona nadana po dwóch dniach, ale nie została odebrana przez helską radiostację. Komandor Kłoczkowski przez dwa dni bowiem rozważał zaistniałą sytuację i wynikające z niej możliwości, decydując się ostatecznie na zejście z okrętu w neutralnym porcie. Niestety, pomimo sugestii swych oficerów, aby wyokrętował się blisko brzegu, opuszczając okręt na łodzi (co można było najłatwiej wykonać na gotlandzkich wodach przybrzeżnych, przy których "Orzeł" właśnie przebywał), komandor Kłoczkowski powziął decyzję, która dla okrętu okazać się: miała niefortunna. W ostatecznym jednak efekcie doprowadziła do takiego biegu wydarzeń, które okrętowi i jego nowemu dowódcy przynieść miały rozgłos i sławę. Decyzją tą było skierowanie "Orła" do Zatoki Fińskiej i zawinięcie do Tallina.

Ucieczka okrętu podwodnego ORP "Orzeł"

Dnia 14 września o godz. 21.30 "Orzeł" przybył na redę Tallina i zawiadomił władze portowe, że pragnie wyokrętować chorego, oraz że potrzebuje pomocy w naprawieniu uszkodzeń. Przybyły pilot odmówił zabrania chorego dowódcy okrętu do portu, dokąd zawrócił po instrukcje. Po ponownym przybyciu zakomunikował o zgodzie władz estońskich na wpłynięcie okrętu do portu. Wkrótce potem wymontowano i oddano do naprawy na ląd uszkodzoną sprężarkę, a następnie opuścił okręt, udając się do szpitala, chory komandor Kłoczkowski. Dowództwo objął kapitan Grudziński.

W tym czasie usadowiła się w pobliżu "Orła" estońska kanonierka "Laine", co zrazu nie budziło żadnych podejrzeń wśród załogi "Orła", ale wkrótce zostało "wytłumaczone". Na pokładzie "Orła" zjawili się estońscy oficerowie i oświadczyli, że wyjście polskiego okrętu musi być przesunięte, gdyż w porcie znajduje się i zamierza go opuścić statek niemiecki "Thalassa", "Orzeł" nie może więc wyjść wcześniej niż w 24 godziny po nim, czyli -ponieważ "Thalassa" miał odpłynąć rzekomo nazajutrz rano -za 48 godzin. Warto dodać, że na statku niemieckim pochodzącym z Hamburga zwinięto banderę i zamalowano znak armatorski na kominie, gdy "Orzeł" wchodził do portu. Tego samego dnia po południu oficer estoński przybył na pokład "Orła" i zawiadomił kapitana Grudzińskiego, że władze estońskie postanowiły internować polski okręt podwodny. Było to rażące złamanie przepisów prawa międzynarodowego, dokonane niewątpliwie pod naciskiem niemieckim. W decyzji swej Estończycy mieli powoływać się na zawarty przed rokiem układ między państwami bałtyckimi, w myśl którego każdy samolot i okręt podwodny należący do jednej ze stron walczących zostanie internowany po znalezieniu się na wodach terytorialnych sygnatariuszy układu. Niezależnie jednak od tego równie dobry pretekst nasunąć mogło Estończykom podejrzane przetrzymanie "Orła" z uwagi na obecność w Tallinie niemieckiego statku handlowego.

Tak czy owak klamka zapadła i kapitan Grudziński na próżno protestował. "Orzeł" został internowany. Jeszcze tego samego i następnego dnia Estończycy przystąpili do rozbrojenia okrętu (wymontowanie zamków z dział, usunięcie amunicji i torped, konfiskata map nawigacyjnych). Ala zarówno oni, jak i Niemcy, którzy niechybnie całą tę akcję inspirowali, całkowicie mylili się w ocenie żywiołowej woli walki i niepokonanego przeciwnościami ducha Polaków.
Trudno powiedzieć, kto pierwszy podjął na "Orle" zamiar ucieczki, myśl wyrwania się za wszelką cenę z internowania. Wskazanie jednego czy kilku nazwisk byłoby krzywdzące dla pozostałych, nie wymienionych. Albowiem decyzję ucieczki powzięto gremialnie. Niemal wszyscy członkowie załogi byli tego samego zdania. Jedna myśl niepodzielnie opanowała wszystkie umysły: uciec, wbrew i na przekór wszystkim trudnościom - uciec.
Na pozór nic nie zdradzało tego zamysłu, ale gdy Estończycy kontynuują następnego dnia rozbrajanie "Orła", na okręcie zjawia się nieoczekiwany posłaniec. Okazuje się, że drugi sekretarz angielskiego poselstwa, Giffey, przysyła panom oficerom bukiet biało-czerwonych kwiatów, marynarzom zaś dwa pudła czekoladek, dołączając bilety wizytowe. Na ich odwrocie Giffey napisał: Good luck ("Powodzenia") i God bless you ("Niech wam Bóg błogosławi").

Tymczasem przygotowania do ucieczki są w toku, a duszą całego przedsięwzięcia jest nowy zastępca dowódcy, porucznik Andrzej Piasecki, który kieruje całą akcją. Załoga zaś prześciga się w wykonywaniu ważnych czynności przygotowawczych, które mają ułatwić ucieczkę okrętu. Jeden z członków załogi bada pod pozorem łowienia ryb głębokość portu na trasie zamierzonej ucieczki. Drugi niepostrzeżenie podpiłowuje cumy trzymające "Orla" przy molo, inni przeprowadzają rekonesans w porcie, ustalają stanowiska dział i reflektorów, badają kable doprowadzające do portu światło, jeszcze inni zapoznają się bliżej z pilnującymi okrętu wartownikami, aby tym łatwiej uśpić póˇniej ich czujność, inni wreszcie niemal na oczach estońskiego oficera wywołują uszkodzenie dˇwigu podnoszącego torpedy i w ten sposób ostatnich sześć bezcennych teraz torped pozostało "na razie" na okręcie. W podobny sposób uratowano motory, których najważniejsze, podlegające zdaniu części obiecano wydać Estończykom po gruntownym ich wyczyszczeniu; tak samo udało się zachować stację nadawczo-odbiorczą.

Na tych czynnościach przeszły dwa dni: 16 i 17 września, i nadeszła noc na 18 września. Noc, w której postanowiono uciekać. O północy z niewiadomych przyczyn zgasło w całym porcie światło. Nie można było jednak wykorzystać tej okazji, gdyż na "Orle" zjawił się przeprowadzający kontrolę oficer estoński. Dopiero po jego odejściu dano sygnał do działania, przy czym pierwszą czynnością było unieszkodliwienie estońskich strażników, przeprowadzone szybko i sprawnie. A potem...
W jednej chwili cała załoga poderwała się na nogi. Żadna z pobudek nie poszła tak sprawnie jak tamta, niezapomniana pobudka w Tallinnle. Każdy biegł na umówione miejsce, nie bacząc na przeszkody i nie pytając o instrukcje. Dla tych 50 ludzi "plan" był w tej chwili ważniejszy niż cały świat Po mrocznym trapie przemknął się chyłkiem cień człowieka. Był to szef elektrotechników. W ręce jego błyszczał jakiż metalowy przedmiot. Biegnąc wzdłuż nadbrzeża, zatrzymał się w miejscu, gdzie gruby jak ręka kabel wychodził z żelaznego na czerwono malowanego pudła. Oglądnął się w jedną stronę i w drugą, potem podniósł ku górze siekierę i ciął straszliwie. Oślepiająca zielona błyskawica rozdarła niebo. Gdy zgasła, w całym porcie zapanowała ciemność bardziej jeszcze czarna od poprzedniej, od jednego spięcia wygasły wszystkie światła. "Orzeł" ruszył naprzód, ale najgorsze była jeszcze przed nim: wyjście z zaciemnionego portu i potem mielizny i skały na redzie, a kapitan Grudziński nie posiadał przecież map, tylko notatki gorliwego sprzed dwu dni "rybaka" - bosmana Narkiewicza: "Orzeł" wykręca ku wyjściu z portu, zwalnia i chwilę póˇniej pakuje się dziobem na ostrogę falochronu. Jest unieruchomiony, a w tejże chwili rozbłyskują reflektory i grad kul bębni po pokładzie; to strzelają estońskie karabiny maszynowe. Szczęśliwym trafem dym wydzielony przez silniki spalinowe "Orła" spowił okręt błękitnym woalem, a wiejąca od morza bryza poniosła tę zasłonę w kierunku wnętrza portu.

Na "Orle" dano tymczasem "całą wstecz!" i okręt zdołał zsunąć się na powrót dziobem do wody. Obrano teraz kierunek na wyjście i "Orzeł" wpłynął do kanału portowego, Nie był to jednak koniec tej ciężkiej przeprawy, bo oto nad fortem pilnującym wyjścia na morze ukazał się błysk, a później silna eksplozja rozerwała powietrze to odezwała się bateria artylerii nadbrzeżnej. Pociski zaczęły padać blisko "Orła" idącego długim na milę, wąskim i zbyt płytkim, żeby się zanurzyć, kanałem. Niebezpieczeństwo było groˇne i bliskie jak nigdy może przedtem, ale raz jeszcze sprawdziła się dewiza mówiąca, że szczęście sprzyja odważnym. Żaden z ciężkich pocisków nie trafił i "Orzeł" zanurzył się wreszcie w wodach Zatoki Fińskiej.
Tak "Orzeł" zerwał nałożone mu zdradziecko pęta, a tymczasem wstawał świt, świt nowego dnia i nowej wiary w lepsze jutro. I teraz nastąpiła rzecz zadziwiająca, przewyższająca znacznie nawet wartość wybitnego czynu nawigacyjnego i wojskowego, jakim była sama ucieczka z Tallinna. "Orzeł" bez kompasu, map i podręcznych ksiąg nawigacyjnych, bez amunicji i ze zdekompletowanym uzbrojeniem torpedowym, bez dotychczasowego dowódcy, głowy i ojca całej zgranej rodziny marynarskiej, jaką jest niewątpliwie załoga każdego okrętu, z załogą wyczerpaną dotychczasowymi, dwutygodniowymi przejściami wojennymi, był niewątpliwie daleki nie tylko od pełnej gotowości bojowej, ale i w ogóle normalnego stanu umożliwiającego pływanie. Jest oczywiste, że przejście w tych warunkach przez cały, strzeżony pilnie przez Niemców Bałtyk oraz przez nie mniej dobrze strzeżone, a także zaminowane cieśniny duńskie przedstawiało poważne osiągnięcie, tak nawigacyjne, jak i militarne. Z pewnością nie każdemu dowódcy i nie każdemu okrętowi podwodnemu taka podróż mogłaby się powieść. Ale rzeczą w tej całej historii najdziwniejszą i zrozumiała tylko dla tych, którym nieobca jest znajomość polskiego charakteru, a nade wszystko nigdy nie ugiętego, hardego i niezłomnego ducha, jest zachowanie się kapitana Grudzińskiego po ucieczce z Tallinna. Dziewięćdziesięciu dziewięciu na stu ludzi zachowałoby się w podobnej sytuacji zupełnie inaczej niż on. Po ucieczce z Tallinna skierowaliby się czym prędzej w kierunku zbawczych cieśnin duńskich i gdyby potrafili do nich dopłynąć i przedostać się przez nie, już w kilka dni później zawinęliby na wody angielskie. Kapitan Grudziński przybył na nie w cztery tygodnie po opuszczeniu Tallinna: 14 października. Dlaczego? - Z tej prostej przyczyny, że zrobił to, co tylko on, a raczej - co tylko Polak mógł w tej sytuacji uczynić: pozostać na Bałtyku ze swym okrętem pozbawionym kompasu, map nawigacyjnych i większej części uzbrojenia tak długo, jak na to zezwalał posiadany zapas słodkiej wody i czatować na nieprzyjacielskie okręty i statki. Tak, jak mu nakazano w zadaniu bojowym. Dlatego też ORP "Orzeł" był jedynym przedstawicielem Polskiej Marynarki Wojennej, który przebywał na Bałtyku, wykonując zadanie bojowe już po kapitulacji ostatnich punktów oporu w Polsce: załogi Helu i grupy. gen. Franciszka Kleeberga.

Tego samego jeszcze dnia, kiedy "Orzeł" uciekł z Tallinna i przedostał się na otwarte morze, kapitan Grudziński powiadomił o tym depeszą radiową otwartym tekstem dowództwo polskie na Helu dodając, że nie ma szyfrów ani map. Na to odpowiedziano mu również otwartym tekstem, że "może dostać", nie podając wszakże miejsca, żeby nie zdradzić go Niemcom: Iiczono na to, że dowódca okrętu domyśli się, iż w rachubę wchodzi tylko Hel. Odpowiedź ta niestety musiała nie dotrzeć do "Orła" i stąd wysnuty został na nim wniosek, że helska radiostacja jest zniszczona. Odpowiedź natomiast miała przyjść od "Rysia", który podawał, że jest uszkodzony i idzie do Szwecji, a przedtem może oddać swe mapy, z czego zresztą "Orzeł" nie skorzystał, nie chcąc zdradzić swej pozycji.
Ponieważ na dłuższą metę "Orzeł" nie mógł prowadzić swej działalności bez map nawigacyjnych, postanowiono zdobyć je na pierwszym napotkanym statku. W tym celu utworzono na okręcie oddział pryzowy złożony z uzbrojonych w rewolwery i noże - cóż, kiedy żadnego statku w najbliższych dniach nie napotkano.
W dniu 19 września usłyszano na "Orle" komunikat radiowy z Londynu, który podawał, że radio niemieckie oskarża załogę "Orła" o zamordowanie dwóch estońskich strażników. Kapitan Grudziński postanowił wtedy zdemaskować nikczemne kłamstwa hitlerowskiej propagandy. 21 września "Orzeł" wynurzył się u brzegów Gotlandii i dwaj zabrani z Tallinna Estończycy, zaopatrzeni w suchary, rum i pieniądze ("Pamiętajcie, że z zaświatów nie wypada wracać gorszą klasą niż pierwszą" - powiedział im na pożegnanie dowódca "Orła") oraz list do estońskiego admirała, ulokowani zostali w składanej łodzi, którą popłynęli na wyspę. Gdy wylądowali, "Orzeł" odpłynął.

Najważniejszym z kolei zadaniem było sporządzenie jakiej bądź mapy nawigacyjnej Bałtyku. Oficer nawigacyjny "Orła" podjął się tej pracy na podstawie znalezionego na okręcie starego "Spisu latarń" i dopiął swego. Sporządzona "mapa" otrzymała szumną nazwę "Mapa Bałtyku nr 1".
Napotkany na wschód od wyspy Oland uzbrojonego statku niemieckiego, który "Orzeł" usiłował storpedować, osiadając przy tym na mieliźnie, podczas gdy statek uciekał, wzywając przez radio pomocy. Rychło też nadleciał nieprzyjacielski wodnosamolot i próbował zbombardować "Orła" w momencie, gdy ten zsuwał się z mielizny. Przygoda skończyła się szczęśliwie, ale mielizna została oznaczona na mapie jako "Ławica strachu".
W tym czasie, a było to pod koniec pierwszego tygodnia października, na okręcie brakło już słodkiej wody do picia, a i paliwa nie mogło na długo wystarczyć. Wtedy kapitan Grudziński postanowił praktycznie wykorzystać drugie sporządzone na "Orle" "arcydzieło" sztuki kartograficznej - mapę cieśnin duńskich - i podjął decyzję opuszczenia Bałtyku.
Ostatni dzień przed rozpoczęciem przejścia z Bałtyku "Orzeł" przeleżał na dnie na zachód od Bornholmu, a kiedy po zmroku okręt wynurzył się i ruszył na zachód w kierunku Sundu, odebrano informację dziennika radiowego podającą, iż właśnie tego dnia szwedzki statek wszedł na minę i utonął koło Malmo. Był ta dowód istnienia pól minowych w rejonie cieśnin duńskich, co dodatkowo utrudniało nawigację "Orła" na tych niebezpiecznych dla żeglugi wodach.

Ostrożne podejście "Orła" do samej cieśniny trwało przeszło dobę. Większą część nocy z 7 na 8 października okręt spędził na odcinku latarnia morska Smyge Huk  trawers Trelleborga i to przeważnie na dnie, gdyż natknął się na patrolujące okręty szwedzkie i niemieckie, które oświetlając horyzont reflektorami, uchwyciły nimi w pewnej chwili "Orła". Szczęśliwie jednak incydent ten nie miał żadnych złych następstw dla polskiego okrętu, który prawdopodobnie po prostu nie został zauważony. Nad ranem "Orzeł" wynurzył się dla naładowania akumulatorów i odświeżenia powietrza, po czym znów poszedł na dno, gdzie spędził cały dzień na głębokości blisko 30 metrów. Z nastaniem zaś zmierzchu okręt wynurzył się i zaczął okrążać przylądek Falsterbo obchodząc od zachodu latarniowiec Falsterborev. Dwie godziny później "Orzeł" wchodził na środkową odnogę Sundu, kanał Dragden, a jego załoga raz jeszcze przeżyła posmak wielkiego niebezpieczeństwa wskutek ponownego spotkania patrolujących okrętów szwedzkich i niemieckich, i równoczesnego wejścia na skałę. Ponownie jednak szczęście sprzyjało odważnym, nie zauważony przez tamte okręty "Orzeł" przeszedł przez przeszkodę i krótko potem przepływał koło rzęsiście oświetlonej Kopenhagi. O północy okręt znalazł się koło wysepki Ven. Tam zostały ponownie zauważone nie zidentyfikowane jednostki wojenne i "Orzeł" zanurzył się, aby około 20 godzin do wieczora następnego dnia, tj. 9 października, przeczekać na dnie. Wtedy nastąpił marsz przez ostatni odcinek Sundu, który podobnie jak w kanale Drogden "Orzeł" przeszedł w stanie pełnej gotowości załogi do ewentualnego opuszczenia i zatopienia okrętu na wypadek wykrycia i zaatakowania przez nieprzyjaciela. Jednakże i ta próba zakończyła się powodzeniem. "Orzeł" wypłynął na wody Kattegatu, pozostał tam całą dobę, a 11 października wszedł na wody Skagerraku.

Kapitan Grudziński postanowił wykorzystać panujący normalnie duży ruch żeglugowy na wodach Skagerraku i zapolować na niemieckie statki, jednakże szczęście ponownie nie dopisało. Okręt przez dobę pozostawał w Skagerraku, nie napotykając żadnego nieprzyjacielskiego statku i wtedy, 12 października, skierował się kursem 253° przez Morze Północne do Anglii.
W dniu 14 października o godz. 6.00 rano jedna z brytyjskich stacji nadbrzeżnych odebrała następujący sygnał: "Przypuszczalna pozycja - 06.30 punkt zborny Polskiej Marynarki Wojennej. Proszę o pozwolenie wejścia i o pilota. Map nie mam. <<Orzeł>>".

niemiecki transportowiec Rio de JaneiroTego samego dnia o godz. 11.00 w odległości 30 mil od Isle of May "Orzeł" spotkał się z brytyjskim okrętem HMS "Valorus", który doprowadził go do portu Rosyth. Bałtycka odyseja "Orła" dobiegła chwalebnego kresu.

Od grudnia 1939 r. pełnił służbę na Morzu Północnym. 8 IV 1940r. zatopił u wybrzeży Norwegii załadowany wojskami desantowymi niemiecki transportowiec Rio de Janeiro, przyczyniając się do ujawnienia rozpoczętej przez Niemców inwazji na Norwegię.
23 V 1940 r. wyszedł na swój ostatni rejs w rej. Helgolandu. Prawdopodobnie wszedł na minę.

space

Zachowaj przeszłość
Nie pozwól aby wspomnienia Twoich bliskich uległy zapomnieniu, a rodzinne archiwum bezpowrotnie przepadło! Spisz relacje swoich bliskich, zeskanuj zdjęcia i dokumenty, a my je opublikujemi i zachowamy dla przyszłych pokoleń.
Rekrutacja do naszej załogi!
Jeżeli interesujesz się historią kampanii wrześniowej, uzbrojeniem, itp. i chciałbyś spróbować swoich sił w pisaniu artykułów na tematy z nimi związane, to skontaktuj się z nami. 
 
Tagi: obrona Warszawy rekonstrukcje 1939 katyń agresja zsrr bitwa pod Mławą bitwa nad Bzurą bitwa pod Mokrą bitwa pod Wizną obrona Westerplatte bitwa w Borach Tucholskich bitwa pod Kockiem 7tp tks kalendarium 1939 bitwa pod Szackiem i Wytycznem organizacja Wojska Polskiego 1939 uzbrojenie niemieckie 17 września uzbrojenie zsrr
 
space
Kampania Wrześniowa 1939 Copyright © 1997-2018      Mapa portalu   |   Kontakt   |   § Zastrzeżenia prawne 
space